Wybór hotelu przy lotnisku to dla nas głównie kwestia wygody, ale i rozsądnego gospodarowania zasobami.
Taki był też powód naszego pobytu w hotelu ibis Faro Algarve, po przylocie ostatnim w ciągu dnia samolotem z Lizbony liniami TAP.

Wybór hotelu przy lotnisku to dla nas głównie kwestia wygody, ale i rozsądnego gospodarowania zasobami.
Taki był też powód naszego pobytu w hotelu ibis Faro Algarve, po przylocie ostatnim w ciągu dnia samolotem z Lizbony liniami TAP.
W The Westin Warsaw mieliśmy się znaleźć wielokrotnie, ale zawsze coś stawało nam na drodze. Nie bez winy jest tu też sam hotel, który podobnie jak znakomita większość krajowej branży w pandemii, odwoływał bezceremonialnie nasze rezerwacje, bez żadnej propozycji zmiany terminy, warunków i temu podobnych.
Gruziński przedstawiciel marki Radisson Collection wpadł nam w oko dzięki hotelowej reklamie telewizyjnej.
Po jakimś czasie udało nam się ustalić nazwę obiektu, a co za tym idzie – rozpocząć też planowanie wizyty. Jako, że miał to być nasz pierwszy pobyt w Gruzji, plany były szerokie, a Radisson Collection Tsinandali Estate był tylko ich fragmentem.
Patrząc z perspektywy czasu, wizyta w Pullman Riga Old Town jest kwintesencją tego jak hotele podeszły do pandemii i jak się w niej odnalazły.
Zdecydowana większość naszych podróży rozpoczyna się od zakupu biletu lotniczego na długo przed ich rozpoczęciem. Pandemia namieszała nie tylko w naszym kalendarzu podróżniczym. Korzystając z promocji w LOT postanowiliśmy spędzić przedłużony weekend w Słowenii decydując się na zakup biletu niemalże w ostatniej chwili. Jako naszą bazę noclegową wybraliśmy hotel sieciowy w Lublanie, przedstawiciela marki Radisson Blu.
Wizyty w nowych, nieznanych hotelach są ekscytujące, jeśli lubisz poznawać nowe miejsca. Dzieje się tak, kiedy obiekty realizują pokładane w nich nadzieje, a materiały marketingowe mówią prawdę, a nie tylko obiecują rzeczy, których zespół nie jest w stanie zrealizować.
Własny domek na odludziu, spokój, cisza, natura. Nad ranem majestatyczne wschody słońca, wieczorami obserwacja rozgwieżdżonego nieba. Sielanka. Każdy prędzej czy później dociera do miejsca, w którym w ten właśnie sposób marzy o ucieczce od zgiełku – na stałe lub choć na krótki wypoczynek. Szczególnie podczas pandemii trend ten zyskał na popularności. Długo przeglądaliśmy oferty w poszukiwaniu czegoś, co wyda nam się interesujące.
Do warszawskiego Sheratona wybieraliśmy się niespiesznie. Hotel znaliśmy głównie z powodu jego lokalizacji na placu Trzech Krzyży, oraz częstych współprac z internetowymi „gwiazdeczkami”.
Szczególnie ostatni element wyliczanki sprawiał, że obiekt ten omijaliśmy szerokim łukiem. Taki sposób ukrytej reklamy nigdy nie jest dobrą rekomendacją.
Po udanej pierwszej wizycie w jednym z trzech działających obecnie w Polsce hoteli marki Moxy, naszła nas ochota na przetestowanie kolejnego jej przedstawiciela, tym razem zlokalizowanego w stolicy naszego kraju.
Nasz pobyt w Moxy Warsaw Praga od początku prześladował pech.
Ubiegły rok postanowiliśmy wycisnąć jak cytrynę i skorzystać z szans, które dla nas niesie. Jednym z elementów realizacji tego planu był pomysł wystawienia nosa poza swoją zwyczajową, hotelową bańkę.
To miała być nasza pierwsza wizyta w hotelu marki Moxy. Mieliśmy się w nim zatrzymać zaraz po przylocie do Poznania.
Jako, że w roku dwa tysiące dwudziestym niemal nic nie mogło przebiegać zgodnie z planem, również i nasz, zaplanowany ze sporym wyprzedzeniem lot okazał się niezupełnie tym, czym miał być.