Ta historia zaczyna się nieco inaczej niż większość naszych hotelowych historii. Rutynowo lwią część podróży planujemy ze sporym wyprzedzeniem. Naturalnie, rezerwacje noclegów są częścią tego procesu. Tym razem jednak los, a w rzeczywistości LOT, zadecydował za nas.
Historię skandalicznej obsługi zdarzenia losowego jakim było związane z pogodą opóźnienie w lądowaniu samolotu polskiego przewoźnika z Warszawy do Chicago, co skutkowało naszym spóźnieniem na kolejne połączenie – tym razem do Tajpej opisaliśmy w osobnym artykule.
W skrócie – przedstawicielka LOTu odmówiła nam udzielenia należnej nam na podstawie przepisów EU 261/04 pomocy. Jakby tego było mało wysłała nas z nic nie znaczącym świstkiem papieru do hotelu, który nie istniał, w którym odmówiono nam udzielenia na podstawie 'vouchera’ jakichkolwiek świadczeń, z noclegiem na czele. Bezużyteczna okazała się również obsługa infolinii przewoźnika lotniczego, która po ponad półgodzinnej „rozmowie” polegającej głównie na bardzo kosztownym odsłuchiwaniu „muzyczki” podczas telefonicznego połączenia międzynarodowego, poradziła nam, abyśmy sami znaleźli sobie hotel, a potem zwrócili się do linii o ewentualny zwrot kosztów.
Na pierwszą część polecenia nie musieliśmy uzyskiwać co prawda porady konsultanta LOT, za to na zwrot kosztów przyjdzie nam poczekać wiele miesięcy. Nie uprzedzajmy jednak wypadków.
Przed przyjazdem
Porzuceni przez LOT pod hotelem nie mającym zamiaru uznać świstka od przewoźnika jako wiążącego dokumentu umożliwiającego udzielenie noclegu w środku zimnej, deszczowej i wietrznej nocy zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że zostaliśmy, mimo chroniących nas przepisów, pozostawieni w tej sytuacji sami sobie.

Poszukiwania noclegu rozpoczęliśmy od zdecydowania, że wbrew temu, na co skazał nas LOT, potrzebujemy nie jednej, a dwóch słynnych dób hotelowych. Było już po czwartej nad ranem czasu lokalnego, do zakończenia doby hotelowej w większości obiektów pozostało sześć, siedem, może osiem godzin. Nasz następny samolot miał odlatywać z lotniska ORD za niemal dwadzieścia godzin. Potrzebowaliśmy zdecydowanie więcej czasu na odpoczynek i regenerację niż kilka godzin, na które moglibyśmy liczyć przy rezerwacji jednej doby hotelowej.
Drugim parametrem, który uznaliśmy za istotny była odległość – w hotelu, pod drzwiami którego dokonywaliśmy tych rozważań nie zamierzaliśmy nocować ze względu na bardzo mało uprzejmą obsługę. Nie mieliśmy jednak ochoty na długie wyprawy, być może do centrum Chicago. Chcieliśmy możliwie szybkiego wypoczynku po „przygodzie”, którą zafundował nam LOT.
Poszukiwania rozpoczęliśmy od zorientowania się w otoczeniu. Niezbyt dobrze oświetlone nocą okolice lotniska najłatwiej przyszło nam zbadać przy użyciu mapy. Spośród będących w zasięgu spaceru hoteli wybraliśmy w pierwszej kolejności te, w których byliśmy członkami programów lojalnościowych. Na pierwszy ogień poszedł znajdujący się po skosie skrzyżowania obiekt zrzeszony w programie IHG One Rewards nieznanej nam dotąd marki avid.

Szybko wyklikaliśmy w aplikacji programu lojalnościowego na naszych telefonach odpowiednie parametry. Okazało się, że hotel ma jeszcze kilka ostatnich wolnych pokoi. Wyśmienicie! Nie zastanawiając się zbyt długo zarezerwowaliśmy dwie kolejne noce i… udaliśmy się na spacer w kierunku obiektu.
Po przyjeździe
Po krótkim, mroźnym i mokrym spacerze dotarliśmy na miejsce. Jak łatwo się domyślić – duże, jasne, kolorowe lobby jest o tej porze zupełnie puste. Po chwili od wejścia, kiedy wycieramy się jeszcze ze śladów deszczu na zewnątrz, wita nas uśmiechnięta, ale również zmęczona Recepcjonistka. Wydaje się być zaskoczona naszą obecnością o tej porze nie mniej niż my sytuacją w jakiej postawił nas LOT. Mimo wszystko uśmiecha się zapraszająco i rozpoczynamy standardową procedurę rejestracyjną. Coś jednak idzie nie tak – wyraźnie widzimy, że nasza interlokutorka musi walczyć z komputerem. Po chwili okazuje się, że – najprawdopodobniej ze względu na porę – nie ma już możliwości zacheckowania nas na pobyt rozpoczynający się, w rzeczy samej, od dnia poprzedniego. Ot, uroki „doby hotelowej” i nowoczesnych systemów komputerowych. Nie jesteśmy pocieszeni taką sytuacją. Nie martwimy się nawet o zwrot kosztów za noc, z której nie będziemy mogli skorzystać. Najzwyczajniej w świecie jesteśmy zmęczeni i chcielibyśmy odpocząć. Oczekiwanie na rozpoczęcie kolejnej doby hotelowej brzmi dla nas jak niepotrzebne przedłużanie tortur.


Recepcjonistka w typowym, amerykańskim stylu mówi, abyśmy się nie martwili. Skasuje ona naszą rezerwację na pierwszą noc i zostawi jedynie tę na obecną. Zanim zdążymy otworzyć usta, aby bronić się przed takim rozwiązaniem – wypoczynek jest nam potrzebny tu i teraz – Recepcjonistka podaje nam już karty-klucze i informuje, że do pokoju możemy się udać się już teraz. Nie wierzymy temu, co słyszymy. Zapewne taką samą reakcję przeżywają również czytający ten artykuł polscy hotelarze – no jak tak można?! A jednak można. Zanim odejdziemy od kontuaru recepcyjnego, dostajemy jeszcze karteczkę z podstawowymi informacjami na temat hotelowych usług, zaproszenie na śniadanie, które rozpocznie się „już niedługo”, oraz kolejne koło ratunkowe od Recepcjonistki, która na tym etapie wydaje się nam mieć aureolę nad głową – zaproszenie do mieszczącego się w lobby sklepiku, abyśmy wybrali sobie po napoju i przekąsce w ramach prezentu powitalnego dla członków IHG One Rewards. Ta propozycja spada nam jak przysłowiowa manna z nieba. LOT w swojej świetności, łamiąc kolejne elementy przepisów EU 261/04 nie zapewnił nam żadnych posiłków, a w szczególności napoi. Ryzykując nadwyrężenie swojego szczęścia, pytamy Recepcjonistkę czy możemy przekąski zamienić na dodatkowe napoje. Oczywiście nie ma z tym najmniejszego problemu. Nasze pragnienie było tak wielkie, że do pokoju docierają z nami jedynie trzy napoje.


Pokój – standardowy z dwoma łóżkami typu queen 410 (two queen beds standard room 410)
Zanim jeszcze wejdziemy do pokoju, pierwszą rzeczą, która rzuca nam się w oczy jest magnes przyczepiany do ramy drzwi, służący jako zawieszka „Do not disturb”. Pierwszy raz spotykamy się z takim rozwiązaniem i bardzo przypada nam ono do gustu.


Pierwsze wrażenie po wejściu do pokoju? Jest sporo miejsca i jest kolorowo. Oczywiście, na początku nasz wzrok najbardziej przyciągają wyglądające w naszej sytuacji niezwykle pociągająco dwa łóżka w rozmiarze queen. Zwracamy jednak uwagę również na wygodne biurko, sporą powierzchnię blatów, z których przynajmniej jeden służyć może jako wygodna podstawka pod nawet dużą walizkę. Jest też wielofunkcyjny mebel skrywający małą lodówkę, mogący służyć również jako dodatkowe miejsce do siedzenia, przy okazji będący miejscem przechowania żelazka.




Cieszy nas również przestronna łazienka. Choć zbudowano ją w typowym amerykańskim formacie hotelowym, jest tu nowocześnie jak na warunki przylotniskowej bazy hotelowej w USA. Tym, co wywołuje największy uśmiech na naszych twarzach jest wygodny prysznic typu walk in. Mimo braku znanej z Europy ruchomej słuchawki prysznicowej z wężem, a obecności jedynie typowej, zamontowanej na stałe głowicy z wodą, jesteśmy niezmiernie zadowoleni, że nie będziemy musieli bronić się przed typową plastikową zasłonką prysznicową klejącą się do ciała.



Zanim poddamy się zmęczeniu, które kieruje nas wprost do łóżka, postanawiamy zachować się jak dorośli i przed snem załatwiamy kilka najbardziej pilnych spraw będących wynikiem naszego opóźnienia w dotarciu do Tajpej w zaplanowanym terminie. Tym też sposobem, zanim się zorientujemy, nadchodzi czas, w którym rozpoczyna się hotelowe śniadanie.
Śniadanie
Pierwszy posiłek dnia serwowany jest w lobby. Jest to typowe amerykańskie śniadanie, którego możemy doświadczyć w hotelach tej klasy. Główną atrakcję dla lokalesów stanowi kawa z ekspresu, w miejsce zwyczajowej kawy przelewowej. Z ciepłych dań w ofercie znajdziemy dwie pozycje – omlety z białek z warzywami, oraz śniadaniowe hamburgery z jajkiem. Są też oczywiście płatki śniadaniowe, błyskawiczne płatki owsiane, soki z automatu, jogurty, pieczywo, muffinki, jajka gotowane, a także owoce w postaci jabłek.




Udogodnienia
Hotel oferuje do dyspozycji gości niewielką salę ćwiczeń z podstawowym zestawem przyrządów.
Chętni mogą też w określonych godzinach skorzystać niewielkiego basenu, znajdującego się na poziomie lobby.
W obiekcie występują również inne udogodnienia, typowe dla podobnych miejsca na amerykańskim rynku – maszyna do lodu, wspominany już wcześniej sklepik z wyborem przekąsek i napoi, a także, jak przystało na hotel przylotniskowy – bezpłatny transport z i na lotnisko.




Obsługa
Pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Zgodnie z tą zasadą, Recepcjonistka, która tak uroczo przyjęła nas późno w nocy ustawiła naszą optykę postrzegania avid hotel Chicago O’hare Des Plaines w przysłowiowo różowych barwach. Wszystkie osoby z obsługi, z którymi mieliśmy kontakt w ciągu naszego pobytu były miłe, uprzejme i pomocne. Warto zwrócić uwagę, że w obecnych czasach, nawet w USA nie jest to norma, co tym bardziej wyróżnia niepozorny przylotniskowy hotel w Chicago.
Podsumowanie
Do avid hotel Chicago O’hare Des Plaines trafiliśmy zupełnie przypadkowo. To co zastaliśmy na miejscu zaskoczyło nas bardzo. Uprzejma, realnie pomocna obsługa, rzeczywiście gościnne podejście do gościa – byliśmy w szoku. Jeśli dodamy do tego lokalizację w pobliżu lotniska ORD, bezpłatny shuttle, przyzwoite, jak na warunki amerykańskie, śniadanie, oraz rozsądną cenę – trudno wyobrazić sobie lepsze rozwiązanie nieciekawej sytuacji “zafundowanej” nam przez LOT.Dla osób, które nie bywają w hotelach w USA w ramach porównania możemy z całą stanowczością stwierdzić, że avid hotel Chicago O’hare Des Plaines jako hotel porównywalny z opisywanym już wcześniej Tru by Hilton Las Vegas Airport, zdecydowanie bardziej przypadł nam do gustu.
Dane kontaktowe
avid hotel Chicago O’hare – Des Plaines, an IHG Hotel
1551 E Touhy Ave, Des Plaines, IL 60018, Stany Zjednoczone