- Inne teksty z tej podróży:
To nasza ostatnia długodystansowa podróż przed pandemią, w trakcie której odwiedzimy kilka miejsc, które na naszej “bucket list” znajdują się już zbyt długo. Można powiedzieć, że zarówno Singapur jak i Bali, bo o nich mowa, poznajemy w trybie tak zwanego ostatniego rzutu na taśmę.
W chwili, gdy lecimy do Singapuru, cały świat zna nową odmianę koronawirusa, ale tylko Azja odmienia ją już przez wszystkie przypadki. Zaopatrzeni w kilka maseczek chirurgicznych i żel antybakteryjny udajemy się na długo wyczekiwane wakacje, nie zdając sobie sprawy z tego, jak za niecały miesiąc wyglądać będzie świat i podróżowanie.
Linie: SWISS
Lot: LX 176
Trasa: ZRH – SIN
Samolot: Boeing 777
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 22.45 – 18.00 (+1)
Przed startem
Do Zurychu przylatujemy SWISS’em z Wenecji i swoje kroki kierujemy przez kontrolę paszportową wprost do saloniku Swiss Senator Lounge w terminalu E. Z tej właśnie części lotniska odlatywał będzie nasz samolot do Singapuru. Kiedy chcemy skorzystać ze słynnego Whisky Bar, okazuje się, że jest on już zamknięty. Druga atrakcja saloniku, czyli taras widokowy, także za chwilę nie będzie dostępna dla pasażerów. Znajdujemy więc wygodne fotele – leżanki i tam oczekujemy na boarding. W pewnej chwili na ekranach naszych telefonów pojawia się informacja, że odlot naszego samolotu jest przyspieszony o, uwaga, pięć minut. Zerkamy, co na to mówią ekrany informacyjne, ale tu nie ma żadnej aktualizacji. Niespiesznie zbieramy się do wyjścia, uznając, że w drodze do bramki skorzystamy jeszcze z oferty duty free. Pomysł szybszego wyjścia okazał się być świetny, gdyż zmierzając do gate dostaliśmy informację, że właśnie rozpoczyna się przyspieszony o kwadrans boarding.
Boarding
Jako pierwsi na pokład wchodzą pasażerowie wymagający asysty, następnie podróżujący w klasie pierwszej, a także posiadacze statusu HON w programie Miles and More.
My jesteśmy w drugiej grupie boardingowej – jako pasażerowie klasy biznes oraz posiadacze statusu Senator lub Star Alliance Gold.
Jak się później okazuje, Obsługa nie panuje nad kolejnością wejścia na pokład i mimo, że jesteśmy pierwsi w kolejce do wejścia dla klasy biznes, to w naszej kabinie jest już prawie komplet pasażerów.
Wejście na pokład Boeinga B777 prowadzone jest przez drzwi 2L, które usytuowane są pomiędzy dwoma kabinami klasy biznes. Na dzisiejszym rejsie siedzimy osobno, każdy z nas zajmuje miejsce w innej kabinie, ale wszystkim udało się upolować tak zwany tron w trakcie check-inu. O tym, jak zawalczyć o siedzenia tego typu bez dodatkowych opłat, pisaliśmy w recenzji lotu SWISS’em z Miami do Zurychu.
Gdy wszyscy pasażerowie klasy biznes są już na pokładzie, załoga rozpoczyna serwis powitalny. Na początek częstowani jesteśmy napojami – szampan, sok pomarańczowy lub woda mineralna. W następnej kolejności otrzymujemy menu na dzisiejszy lot wraz z dodatkową wkładką, na której zaznaczamy swój wybór na posiłek przed lądowaniem. Załoga nie zapomina zaopatrzyć nas w długopisy. Karty śniadaniowe zbierane są przez Załogę później, już w trakcie kołowania samolotu i gdy prezentowana jest na ekranach instrukcja bezpieczeństwa.
Jako ostatni element zestawu powitalnego otrzymujemy wilgotne, ciepłe ręczniczki.
W tym czasie Kapitan wita wszystkich pasażerów, informuje, że niedługo startujemy, a w Singapurze będziemy lądować o czasie.
O godzinie 22.40 samolot zostaje wypchnięty ze swojego stanowiska postojowego i rozpoczyna drogę do progu pasa startowego. Kołowanie trwa dość długo i w jego trakcie Szef pokładu wita pasażerów i wyjaśnia jak będzie wyglądał serwis w poszczególnych kabinach podczas całego rejsu. Chwilę później w przedniej kabinie biznes Załoga zbiera wspomniane wcześniej karty śniadaniowe, a także zapisuje wybór dania głównego, które będzie serwowane tuż po starcie. Ta sama czynność w drugiej części kabiny biznes odbędzie się już po starcie.
Po dziesięciu minutach jazdy na kołach docieramy na miejsce, a samolot ustawia się na progu pasa startowego. Kapitan ogłasza dobrze znaną częstolataczom komendę dla Załogi: “cabin crew prepare for departure” i już wiemy, że za chwilę wystartujemy. Pół minuty później jesteśmy w powietrzu. Słyszymy i niemalże czujemy, jak chowa się podwozie Boeinga B777, a samolot obiera kurs na Singapur. Lecimy!
Niespełna pięć minut po starcie Kapitan pozwala Załodze na wypięcie się z pasów bezpieczeństwa. Dla pasażerów ta sygnalizacja zostaje zgaszona parę minut później.
Fotele – trony – klasy biznes w Boeing B777
Mając w pamięci fotele klasy biznes SWISS’a w Airbus A330, liczyliśmy na nieco inny komfort podróży, ze względu na zmienioną konfigurację siedzeń. Tak też się stało. O ile same siedziska na pierwszy rzut oka były niemal identyczne, to przy bliższym poznaniu można było zaobserwować kilka istotnych różnic.
Fotel 4A, umiejscowiony w pierwszym rzędzie w przedniej części kabiny, stał się naszym ulubionym i będzie fotelem pierwszego wyboru na kolejnych rejsach na pokładzie szwajcarskiego przewoźnika. Jednym z niepodważalnych jego plusów jest ilość miejsca na nogi. Posiada nieporównywalnie szerszą wnękę w stosunku do pozostałych tronów, a jedyne co może mieć wpływ na komfort spania, jeśli lubimy wiercić się podczas wypoczynku to fakt, że panel z ekranem i schowek pod nim są dość nisko umiejscowione.
Z plusów jakie należy zapisać po stronie pojedynczych miejsc – tronów jest ilość schowków na rzeczy osobiste pasażera. Jest ich tu znacznie więcej niż w porównaniu do foteli dla dwóch osób lub podobnych tronów w innym modelu samolotu SWISS’a – w Airbusie A330.
Pomimo braku nawiewów indywidualnych nad każdym z pasażerów, czujemy się bardzo komfortowo w kabinie. Temperatura powietrza utrzymywana jest na dobrym poziomie, co nieczęsto się zdarza, a wręcz powszechną praktyką jest przegrzewanie kabin w trakcie lotów.
Zwracamy również uwagę na twardość fotela, co może być istotne dla podróżnych. W naszej ocenie, a raczej należymy do osób, które w hotelach doceniają twarde materace, fotele klasy biznes w SWISS w ustawieniu najbardziej miękkim były dla nas odpowiednie pod względem twardości. Śpimy niemal sześć godzin, i budzimy się wypoczęci.
Serwis po starcie
Wróćmy do chwili po starcie samolotu. Podczas gdy w pierwszej części kabiny klasy biznes zamówienia na dania główne zostały zebrane przez Załogę jeszcze przed wyruszeniem z Zurychu, to w drugiej części kabiny ta czynność przeprowadzana jest dopiero po starcie. W tym momencie nie ma jeszcze zamawiania napojów, co w przypadku innych linii często się zdarza.
Kwadrans później Załoga pomaga pasażerom rozłożyć stoliki i nakrywa je białymi obrusami. Kolejny kwadrans oczekujemy na Załogę, która z wózków cateringowych serwuje napoje i tace z jedzeniem. Obsługując pasażerów jednocześnie proszą, aby każdy siedzący przy oknie zamknął zasłonę.
Jedna ze Stewardess serwuje napoje, a druga podaje tacę, na której jest pierwsze danie, sałata, talerz z wyborem serów, talerzyk na pieczywo, oliwa, winegret oraz sól i pieprz w papierowych opakowaniach. Pieczywo podawane jest z koszyczka. Jak się później okazuje, jest to jeden z bardziej smacznych wypieków jakie jedliśmy w samolocie – chrupiąca skórka, ciepły i miękki środek. Daleko mu do gumowych lub twardych jak orzech buł serwowanych przez inne linie.
W ramach serwisu napojów zamawiamy Passion Smash z szampanem (cocktail zbliżony do Mimosy), wino białe Riesling, sok pomarańczowy, wodę mineralną oraz herbatę.
Na pierwsze danie wybieramy sałatkę z kurczaka. Trochę przypomina naszą sałatkę warzywną, tu z dodatkiem rwanego mięsa z udka kurczaka. Sos bazuje na serku mascarpone i śmietanie, a całość posypana jest prażoną cebulką i marynowanym w miso selerze. Bardzo ciekawy smak, chociaż temperatura sałatki była zdecydowanie zbyt niska.
Druga sałata to w zasadzie same zielone liście z minimalną ilością julien z buraka – niestety nawet oliwa z octem balsamicznym tego nie ratują.
Pomiędzy serwisem pierwszego a drugiego dania Załoga przechodzi przez kabinę z drugą rundą napojów. My nadal czekamy na herbatę, chyba przyjdzie nam jeszcze uzbroić się w cierpliwość.
Drugie dania serwowane są indywidualnie przez Stewardessy, prosto z galley. Wybieramy gnocchi w sosie putanesca oraz wołowinę w winnym sosie.
Gnocchi niestety są rozgotowane. Gdyby nie to, zaliczylibyśmy je do bardzo dobrego dania. Sos jest smaczny i bardzo aromatyczny a na dodatkowy plus zaliczamy czystość zastawy, mając w pamięci niechlujny serwis ravioli na pokładzie Lufthansy w drodze z Montrealu do Monachium.
Z kolei wołowina jest rewelacyjna. Mięso rozpływa się w ustach, a dodatki w postaci fasolki szparagowej, polenty i gruszki idealnie uzupełniają ten zestaw. Brawo!
Na zakończenie tego serwisu Załoga proponuje desery, ponownie przy użyciu wózka cateringowego. Niestety są jakieś problemy komunikacyjne, bo wyraźnie prosimy o dodatkowe sery, a w ich miejsce otrzymujemy ciastka bez jakiegokolwiek komentarza. Do tej pory również nie otrzymujemy zamówionej na początku serwisu herbaty. Ponawiamy zamówienie i w końcu po dziesięciu minutach otrzymujemy ciepłe napoje.
Po zakończonym serwisie Załoga przechodzi po kabinie z ofertą Duty Free, a Szef pokładu częstuje pasażerów czekoladkami. Parę minut po północy w kabinie gaszone jest oświetlenie. Jedna ze Stewardess roznosi pasażerom dodatkowe butelki wody mineralnej.
Po stronie plusów siedzenia w pierwszej kabinie wpisujemy szybkość serwisu i dostępność załogi, natomiast po stronie minusów bardzo duży hałas dochodzący do nas z galley, które nie jest w żaden sposób odsłonięte od kabiny pasażerów podczas serwisu.
W drugiej kabinie natomiast plusów brak, są same minusy jeśli chodzi o obsługę pasażerów.
W trakcie posiłku, po kabinie chodził Szef pokładu i witał się z wybranymi podróżnymi. Znając zwyczaje w różnych liniach sądzimy, że witał członków programu Miles and More o najwyższych statusach, czyli HON i Senator.
Serwis w trakcie lotu
W trakcie lotu Załoga rzadko bywała w kabinie, a kieliszki i szklanki po napojach potrafiły czekać godzinami na sprzątnięcie. Inaczej sprawa przedstawiała się, gdy pasażerowie korzystali z przycisku wezwania załogi – wówczas Stewardessy w mgnieniu oka wyłaniały się z galley i szybko reagowały na przekazywane im prośby.
Warto też wspomnieć, że wzorem innych linii, również w SWISS w trakcie lotu, pomiędzy serwisami dostępne są drobne przekąski słodkie i słone. Tu wystawiony był skromny koszyk w galley.
Serwis przed lądowaniem
Dwie godziny przed lądowaniem Załoga rozpoczyna serwis drugiego posiłku, zwanego śniadaniem, mimo, że pora w miejscu docelowym zupełnie na to nie wskazuje.
Posiłek przynoszony jest indywidualnie z galley na tacy.
Zamawiamy śniadanie azjatyckie oraz europejskie. Makaron stir-fry pozbawiony jest jakiegokolwiek wyraźnego smaku. Frittata jest smaczna, z dużą ilością warzyw, ale nie jest ciepła.
Ponownie, podano nam bardzo smaczne pieczywo – brioche oraz croissant są ciepłe i świeże. Niestety, nie możemy nic dobrego powiedzieć o owocach – główną rolę grają gorzkie pomarańcze i twardy melon.
Smaczne smoothie oraz muesli nie uratują już tego posiłku. Jesteśmy zawiedzeni, bo na karcie śniadaniowej większość pozycji brzmiała naprawdę kusząco.
System rozrywki, amenity kit, toaleta
Krótko mówiąc system rozrywki pokładowej na poprzednim locie SWISS’em nie pozwolił nam na zbyt dokładne zapoznanie się ze sobą. Na szczęście podczas tego lotu jest inaczej. Możemy przejrzeć całą zawartość biblioteki filmów i seriali, ale ku naszemu rozczarowaniu nie znajdujemy zbyt wielu ciekawych pozycji. W tej kwestii jest przeciętnie, wyszukujemy maksymalnie po jednym interesującym nas filmie, który postanawiamy obejrzeć.
Podczas boardingu każdy pasażer na swoim fotelu znajduje kocyk, poduszkę, słuchawki, wodę mineralną oraz kosmetyczkę podróżną marki Victorinox.
Każdy zestaw zawiera maskę na oczy, skarpetki, zatyczki do uszu oraz szczoteczkę i pastę do zębów.
Dodatkowo, w każdej toalecie klasy biznes pasażerowie mogą skorzystać z indywidualnych tubek z kremem do twarzy, mgiełki do twarzy, balsamu do ciała i chusteczek odświeżających.
Jeśli już jesteśmy przy tym temacie, to warto zauważyć, że do dyspozycji 62 pasażerów w dwóch kabinach klasy biznes były dostępne tylko trzy toalety. Z obserwacji długości kolejek do nich wnosimy, że to zdecydowanie za mało.
Lądowanie w Singapurze
Po skończonym śniadaniu Załoga rozdaje pasażerom deklaracje wjazdowe do Singapuru celem ich wypełnienia. Jednocześnie otrzymujemy ciepłe, wilgotne ręczniczki.
Z głośników rozlega się głos Pierwszego Oficera, który informuje nas, że lądowanie w Singapurze spodziewane jest za czterdzieści minut, na pół godziny przed rozkładowym przylotem. Kwadrans później włączona zostaje sygnalizacja zapiąć pasy, a Załoga rozpoczyna sprawdzanie kabin przed lądowaniem.
Po niespełna dziesięciu minutach ponownie słyszymy głos Pierwszego Oficera. Ze względów pogodowych zostajemy ustawieni w tak zwanym holdingu do lądowania, gdyż aktualnie panuje zdecydowanie większy ruch w porcie lotniczym Singapur-Changi.
Ostatecznie lądujemy kwadrans przed planowanym pierwotnie czasem. W momencie gdy nasz Boeing B777 delikatnie dotyka kołami pasa z głośników w samolocie rozlega się przyjemna muzyka. Samolot parkuje przy budynku terminala i po paru minutach meldujemy się w kontroli paszportowej.
Podsumowanie
To był nasz kolejny lot długodystansowy w klasie biznes na pokładzie szwajcarskiego przewoźnika i pierwszy, który nas nie zachwycił.
Obsługa była bardzo mechaniczna, jakby przeniesiona wprost z taśmy montażowej hali produkcyjnej.
Wydawało się, jakby Załoga specjalnie się spieszyła, aby jak najszybciej odhaczyć zadania. Również catering tym razem nie przypadł nam do gustu, a w szczególności drugi posiłek, który tak dobrze się zapowiadał w menu.
Jedynym plusem były siedzenia, z dużym naciskiem na miejsce 4A z bardzo dużą przestrzenią na nogi.
Biorąc pod uwagę nasze wcześniejsze doświadczenia z produktem SWISS’a chcielibyśmy potraktować ten lot jako wypadek przy pracy i zapewne w przypadku bardzo atrakcyjnej oferty polecimy z nimi raz jeszcze, ale nie będzie to nasza linia pierwszego wyboru.