Gruziński przedstawiciel marki Radisson Collection to jeden z bardzo nielicznej grupy przykładów hoteli, które wpadły nam w oko dzięki hotelowej reklamie telewizyjnej. Początkowo trudno było nam znaleźć jakiekolwiek informacje na temat tego hotelu, włącznie z jego lokalizacją – reklama Radisson Rewards, w której go dostrzegliśmy nie zawierała dodatkowych informacji bądź opisów na temat żadnego z prezentowanych obiektów.
Po jakimś czasie udało nam się ustalić nazwę obiektu, jego lokalizację, a co za tym idzie – rozpocząć też planowanie wizyty. Jako, że miał to być nasz pierwszy pobyt w Gruzji, plany były szerokie, a Radisson Collection Tsinandali Estate był tylko ich fragmentem. Jak to się skończyło pamiętać mogą wierni fani naszego instagrama.
Nasza wizyta w hotelu miała miejsce już jakiś czas temu. Recenzję odkładaliśmy na czas po kolejnej wizycie, którą była już w fazie zaawansowanych przygotowań, ale sytuacja pandemiczna pokrzyżowała ludziom dużo ważniejsze plany niż wizyty w pięknych miejscach. Jako, że nasz powrót do Gruzji ciągle sie przeciąga, postanowiliśmy nie zwlekać już dłużej i opisać nasze hotelowe doświadczenie z Tsinandali już teraz, rezerwując sobie przy tym prawo do publikacji kolejnego tekstu po tym, jak następna wizyta dojdzie w końcu do skutku.
Przed przyjazdem
Planując naszą pierwszą wizytę w Gruzji, jak zawsze, postanowiliśmy zebrać jak najwięcej informacji na temat miejsc, do których się udajemy. Z wiedzą o Tsinandali był spory problem – niewiele na ten temat w internecie, poza standardowymi wzmiankami na temat winnic i gór, a także festiwalu, promującego sztukę regionu. Od tego czasu wiele się w tej kwestii zmieniło – Tsinandali ma już swoje miejsce w sieci, ale wtedy, przy braku dostępu do takiej wiedzy, postanowiliśmy zaczerpnąć jej u źródła. Niestety, pierwsze próby kontaktu z hotelem nie były najłatwiejsze – po prostu nie odpisywano na nasze maile. Przy którejś z kolejnych prób otrzymaliśmy wreszcie odpowiedź, ale była ona zdawkowa i nie adresowała większości z naszych pytań. W tym miejscu zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy problemu nie stanowi bariera językowa, ale czas wylotu zbliżał się nieubłaganie i postanowiliśmy pójść na żywioł – w najgorszym wypadku będziemy odwoływać się do drobinek naszej znajomości lingua franca tego regionu świata – języka rosyjskiego.
Przed rozpoczęciem podróży udało nam się jeszcze zorganizować transport bezpośrednio z lotniska w Tbilisi do hotelu w cenie niewiele większej niż ta za dwa bilety autobusowe do Telavi – miasteczka raptem dziesięć kilometrów od Tsinandali.
Po bardzo wygodnym, nocnym locie na pokładzie naszego narodowego przewoźnika, wczesnym rankiem wsiedliśmy więc do taksówki, aby po około dwóch godzinach zjawić się u progu hotelu.
Po przyjeździe
Mimo bardzo wczesnej pory, przyjmująca nas w recepcji Ekaterina była bardzo uprzejma i chętna pomocy. Niestety, nasz pokój nie był jeszcze gotowy, więc po załatwieniu wszystkich formalności, zaproponowała nam wizytę w otwierającej się niedługo Bibliotece (Library Bar), albo, jeśli mamy ochotę, zaprosiła nas również na serwowane w tym czasie śniadanie bufetowe w jednej z hotelowych restauracji, o nazwie Książę Aleksander (Prince Alexander).
Skorzystaliśmy z obu opcji – najpierw posililiśmy się wyśmienitym, nietuzinkowo podanym śniadaniem, żeby resztę czasu oczekiwania na pokój spędzić w przepastnej Bibliotece.
Jeszcze przed południem Ekaterina odnalazła nas w tym miejscu i wręczyła nam karty-klucze do znajdującego się na czwartym piętrze pokoju superior z tarasem.
414 pokój superior z tarasem
Już od wejścia pokój sprawiał wrażenie nieco innego niż ten, który mieliśmy okazję widzieć na stronie hotelu. Tym, co różniło go najbardziej to ilość światła w stosunku do zdjęć. Niewielkiemu dostępowi światła dziennego, którego ilość zmniejsza się jeszcze ze względu na obudowany balkon nie pomagało też ciemne wykończenie pokoju, w tym ciemne kolory na sporej ilości ścian. Mimo wszystko, miejsce to wydawało się przytulne, a co najważniejsze – wygodne. Spore, komfortowe łóżko, okrągły stolik, fotel, szafa, która o dziwo pozbawiona została drzwi, w miejsce których pojawiła się gruba kotara, akcesoria do parzenia kawy i herbaty, a także minibar – czyli wszystko co niezbędne do wygodnego pobytu, głównie wypoczynkowego.
Oprócz zdziwienia kotarą zamiast drzwi w szafie, pewnym zaskoczeniem był dla nas również fakt zaplombowania minibaru. Po konsultacji z recepcją okazało się, że jest to zabezpieczenie stosowane w pokojach bez otwartych rachunków. W naszym przypadku zaproponowano nam wizytę kogoś, kto ją dla nas zerwie.
Tym, co nas zupełnie nie zaskoczyło, było spełnienie naszych dodatkowych próśb, zawartych w rezerwacji, już na etapie przygotowywania pokoju dla nas, oraz jedyna możliwa w tym regionie wstawka powitalna – butelka lokalnego wina, rzecz jasna. Niezaprzeczalnym atutem Tsinandali Estate jest posiadanie własnej winnicy, a w konsekwencji wina. Prezent okazał się więc nie tylko lokalny, ale wręcz ultra lokalny, wyprodukowany na miejscu, w ramach jednej posiadłości. Warto w tym miejscu przypomnieć, że hotel wybudowany został w ramach istniejących, odrestaurowanych elementów stanowiących w przeszłości posiadłość Księcia Aleksandra Czawczawadze, której integralną część stanowiła winnica, wraz z całą infrastrukturą, w tym licznymi piwniczkami.
W łazience, w której zainstalowano prysznic, również dominowały głównie ciemne kolory, pasujące do reszty wystroju.
Największym atutem pokoju z naszego punktu widzenia był jednak balkon, nazywany tu szumnie tarasem. Ponieważ znajdowaliśmy się na najwyższej kondygnacji mieszkalnej, nasz widok rozpościerał się ponad dachami kompleksu hotelowego, a przy sprzyjającej pogodzie mogliśmy z niego podziwiać nie tylko okoliczny park, ale też majaczące w oddali szczyty Kaukazu. Hotel zadbał, żeby miejsce to przyciągało – do dyspozycji gości jest nie tylko wygodna ławeczka oraz stolik, ale również ciepły i przyjemny w dotyku kocyk.
Niestety, podczas naszego pobytu w pokoju doszło do awarii, która objawiała się nieprzyjemnymi zapachami wydobywającymi się z instalacji sanitarnej w łazience. Hotel zareagował na zgłoszenie problemu propozycją przysłania ekipy technicznej, która miała zaradzić problemowi, oraz propozycją przeprowadzki do innego pokoju, na którą przystaliśmy.
401 junior suite
Drugim pokojem, który mieliśmy okazję odwiedzić podczas wizyty w Radisson Collection Tsinandali Estate, był znajdujący się na tym samym piętrze co nasz poprzedni pokój, apartament junior o numerze 401.
Okazał się on być apartamentem narożnym – z jednej strony zwróconym w kierunku przyhotelowego parkingu i głównej bramy wjazdowej, z drugiej zaś w stronę winnicy, oraz hotelowego oczka wodnego.
Sam pokój, mimo, że większy od pokoju superior, nie jest nadmiernie przestrzenny. Głównymi różnicami, w stosunku do naszego poprzedniego miejsca zamieszkania jest wydzielona strefa do pracy z malutkim, ale wystarczającym stolikiem – biurkiem, oraz pojawienie się wanny. Z tą ostatnią mamy kłopot. Mimo, że jest to pożądane przez nas uzupełnienie wyposażenia pokoju, to sposób jej usytuowania może budzić wątpliwości. Wanna znajduje się poza łazienką, w materiałach reklamowych można by pewnie powiedzieć, że w pokoju. Problem tkwi w tym, że jest to miejsce niejako „wycięte” z łazienki i tylko otwarte na pokój. Nie ma stąd spektakularnych widoków, nie ma też spektakularnych widoków na nią samą.
Z naszego punktu widzenia, mimo dodatkowej przestrzeni, wanny i wygodnego miejsca do pracy, pokój z balkonem i widokiem na park oraz góry będzie dla wielu osób lepszym wyborem.
Śniadanie
Śniadanie serwowane jest w znajdującej się na poziomie poniżej recepcji restauracji Prince Alexander. Sala restauracyjna jest spora oraz zaskakująco jasna, szczególnie biorąc pod uwagę jej lokalizacją, która ze względu na konstrukcję kompleksu może zostać uznana zarówno za podziemia, w stosunku do głównego budynku hotelu, jak i poziom „zero”, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jej część – osobna sala, znajdująca się za salą bufetową, posiada piękny widok na atrium, gdzie przy dobrej pogodzie znajduje się ogródek restauracyjny, a okazyjnie organizowane są plenerowe występy, koncerty, czy wystawy.
Wracając do samego śniadania, serwowanego w formie bufetu, był to jeden z najatrakcyjniej zaprezentowanych posiłków tego typu, w których mieliśmy szansę uczestniczyć. Bezsprzecznie część tego sukcesu stanowią okoliczności – podziemna, niemal „zamkowa” atmosfera, pięknie zrekonstruowana, dedykowana, osobna sala w której umieszczono bufet, a także centralna jego część, czyli ogromny stół, na którym w wymyślny sposób wystawiane są wyśmienite dania. Pamiętać jednak należy, że główną rolę gra tu jedzenie, a to jest na najwyższym poziomie jakościowym.
Ze swojej strony możemy polecić szczególnie skorzystanie z okazji i wypróbowanie lokalnych dań i produktów, ze szczególnym uwzględnieniem wina musującego własnej produkcji.
Nie zawiedliśmy się również na opcjach zamawianych ze specjalnej, krótkiej karty. Niemal za każdym razem kucharze zdobywali się na nieco inną prezentację danej pozycji, przy zachowaniu dokładnie tych samych, świetnych walorów smakowych.
Warto również wspomnieć o wspaniałej Obsłudze podczas śniadań. Mimo sporej liczby gości, bufet przy każdej naszej wizycie wyglądał jak nienaruszony. Kelnerki i Kelnerzy dwoili się i troili, aby zamawiane przez wszystkich dania i napoje dostarczane były w mgnieniu oka, a zużyte naczynia i sztućce znikały bez śladu niemal natychmiast po ich odłożeniu.
W chwilach, gdy liczba gości w hotelu jest większa, otwierana jest dodatkowa sala restauracyjna, do której dostaniemy się po schodach z pomieszczenia z bufetem. Miejsce to może stanowić również prywatną miejsce, w którym spożywać możemy inne posiłki, w czasie, kiedy restauracja serwuje dania z karty.
Gastronomia
Restauracja Prince Alexander
Poza godzinami serwowania śniadań, główną restaurację hotelu stanowiła ta nazwana na cześć twórcy posiadłości. W czasie naszego pobytu serwowano w niej głównie dania kuchni międzynarodowej, czerpiąc szeroko z inspiracji śródziemnomorskich, włoskich i francuskich. Mimo tego czego mogliśmy doświadczyć podczas pierwszego posiłku dnia, jakoś nie po drodze było nam z ofertą tego miejsca. Szukaliśmy raczej potraw i smaków związanych z bogatą lokalną tradycją. Smaczny stek czy pastę znajdziemy w wielu miejscach na świecie, ale pyszną dolmę czy chinkali już niekonieczne. Z tego właśnie powodu, restaurację Książe Aleksander omijaliśmy popołudniami szerokim łukiem.
Gaumarjos Wine Bar
Jedną z najbardziej oczywistych ofert miejsca takiego jak Radisson Collection Tsinandali Estate jest winiarnia. Ta znajdująca się w podziemiach składała się ze sporej piwniczki – sklepu, oferującego butelki własnej produkcji, oraz bardzo ograniczony asortyment innych, wybranych produktów – domyślnie na wynos, a także wielkiego, dostojnego baru winnego z monumentalnych rozmiarów drewnianym stołem.
W czasie naszego pobytu, mimo formalnych godzin otwarcia Gaumarjos, natrafienie na normalne funkcjonowanie tego miejsca graniczyło niemal z cudem. Jednego popołudnia udało nam się „przyłapać” barmana zamykającego winiarnię na kilka godzin przed czasem. Nasze rozczarowanie było tym większe, że weszliśmy do pomieszczenia dokładnie w momencie, kiedy do zlewu wylewane były pozostałości z otwartych tego dnia, a nie wykończonych butelek. Kolejnego dnia pojawiliśmy się nieco wcześniej i udało nam się załapać na ostatnią rundę „wine tasting”. Do przetestowania podano nam wybór siedmiu pysznych win, cała operacja przygotowana była z największą starannością, barman dał nam sporo czasu na zapoznanie się z prezentowanymi okazami, bardzo obrazowo opowiadał też o prezentowanych egzemplarzach w języku angielskim. Z całego doświadczenia zadowoleni byliśmy na bardzo wielu płaszczyznach – po pierwsze w euforię wprowadził nas sam fakt, że udało nam się w końcu trafić do tego miejsca w czasie jego pracy. Po wtóre zaprezentowane wina, niemal bez wyjątku nam smakowały, co w przypadku takiego szerokiego ich wyboru nie zdarza się często. Dodatkową wartość stanowiła też świetna obsługa kelnerska – cierpliwa, wyrozumiała, świetnie objaśniająca tajniki testowanego trunku w języku angielskim. Na osobną wzmiankę zasługuje też fakt, który zapewne tłumaczy też pośrednio fakt nieregularnych godzin pracy baru – byliśmy tu zupełnie sami, więc mogliśmy cieszyć się nie tylko z wina i obsługi, ale też nietuzinkowego miejsca na wyłączność.
Warto też wspomnieć o cenie. Wino w Gruzji, szczególnie w tak winiarskim regionie ma nieco inny wymiar, funkcję i znaczenie niż w naszej części Europy. Zestaw degustacyjny wraz z całą oprawą kosztował mniej niż dwa kieliszki przeciętnego wina w polskiej restauracji.
Restauracja Natella (w trakcie naszej wizyty Le Bistro)
Mieszczące się vis-a-vis winnego baru bistro Le Bistro miało być najprawdopodobniej jego uzupełnieniem w kwestiach gastronomicznych. Niestety, mimo szczerych chęci nie udało nam się tu spróbować choćby przysłowiowych orzeszków – za każdym razem, kiedy pojawiliśmy się na miejscu (w ramach oficjalnych godzin pracy bistra) było ono zamknięte. Samej koncepcji oferowania przekąsek i szybkich dań inspirowanych głównie kuchnią francuską (mieliśmy okazję obejrzeć menu) w obliczu tylu lokalnych smakołyków do wyboru wydała nam się równie dziwna jak w przypadku restauracji Prince Aleksander.
Library Bar
Znajdujący się na poziomie lobby bar, nazywany Biblioteką, to w gastronomicznej historii Tsinandali zupełnie inna para kaloszy. Jeśli znajdujące się na niższym poziomie restauracje i bary wydają się Wam atrakcyjne i wyjątkowe, to Library Bar polubicie od pierwszego wejrzenia.
Jak wskazuje nazwa tego miejsca, główną inspiracją dekoratorską było tu miejsce z olbrzymią liczbą książek i przestrzenią do ich konsumowania. Regałów z literaturą jest tu sporo. Tym, co wywarło na nas największe wrażenie to ogromna ilość miejsca, oraz dziesiątki „kącików” zaaranżowanych na wzór wygodnych kokonów, w których każdy chętnie schowałby się z książką i przy kieliszku czy szklaneczce pysznego napoju pożerał kolejne strony przygód swoich ulubionych bohaterów. Skórzany fotel jak w starym angielskim klubie? Jest. Żółty od wewnątrz, czarny od zewnątrz fotel z wielkimi „uszami”, przypominający bryłą wampira? Jest. Wielka, wygodna, głęboka, miękka, wręcz wzywająca do rozłożenia się na niej kanapa? Oczywiście, jest! Można by tak wymieniać bez liku. Samo miejsce jest jednak tylko przygrywką do świetnej obsługi oraz bardzo smacznego menu, w którym znajdziemy zarówno lokalne wina jak i znane i lubiane napoje – niekoniecznie alkoholowe – z całego niemal świata. Spędziliśmy tu sporo czasu i ciągle było nam mało.
Rekreacja, wypoczynek
Sala ćwiczeń, Sauny, SPA
Do dyspozycji gości, na najwyższym piętrze budynku hotelowego, oddano gabinety SPA oferujące szeroką gamę zabiegów.
Mieszkańcy hotelu mogą też skorzystać z sali ćwiczeń z bogatym wyposażeniem zarówno w sprzęt do ćwiczeń aerobowych, siłowych jak i gimnastycznych. Regenerację po treningu zapewnią sauny.
Basen na dachu (i nowy, wybudowany po naszej wizycie)
Na otwartej części ostatniej kondygnacji budynku znajduje się podgrzewany basen z pięknym widokiem na góry Kaukazu. Swoje miejsce mają tu również: działający sezonowo bar, leżaki, fotele, kanapy, a także stoliki kawiarniane. W czasie, kiedy sprzyja temu pogoda, miejsce to tętni życiem – organizowane są tu różnego rodzaju imprezy i wydarzenia.
Jedną z ważniejszych zmian, które nastąpiły w Tsinandali od czasu naszej wizyty, jest uruchomiony w zeszłym roku dodatkowy, zewnętrzny basen, zlokalizowany na platformie wybudowanej nieco powyżej głównego budynku hotelu, w kierunku zbocza, na którym znajduje się winnica. Obiekt basenowy jest zadaszony, ale cała forma budowli jest wykonana w ten sposób, że można ją złożyć, zwinąć niczym harmonijkę, odsłaniając tym samym taflę wody.
Rozrywki
Radisson Collection Tsinandali Estate to nie tylko hotel, ale cały kompleks, oferujący swoim gościom mnogość doświadczeń i rozrywek.
Kompleks Tsinandali Estate
Za rozrywkę samą w sobie uznać można zwiedzanie samego centralnego elementu kompleksu, jaki stanowi hotel, odrestaurowane pozostałości po starej winiarni wraz z piwnicami, a także dobudowane elementy dodatkowe takie jak dziedziniec pełniący też w czasie występów i wydarzeń rodzaj forum, wielka sala imprezowo – balowa.
Szczególnie znajdujące się na poziomie poniżej recepcji otwarte pomieszczenia barowo – restauracyjne, monumentalnie przestrzenne, wysokie i stosownie wyposażone, stanowią ciekawe miejsce do zwiedzania i podziwiania. Znajdujące się u szczytu starej części budynku, bogato zdobione mniejsze „pokoje” z freskami na ścianach pozwolą też w nietuzinkowy sposób „zabłysnąć” miłośnikom mediów społecznościowych.
W „podziemiach” znaleźć można też tajne pomieszczenie, do którego dostępu chronią nie drzwi, ale obracająca się wokół własnej osi ściana – zupełnie jak w przygodowych filmach i historiach o średniowiecznych zamkach! Pomieszczenie to można wynająć i zorganizować tam imprezę, wykład bądź szkolenie.
Wspomniany wcześniej Library Bar również stanowi ciekawostkę i miejsce do eksploracji dla chętnych, w którym można spędzić długie godziny ciesząc oczy ciekawymi szpargałami i niemal muzealnymi eksponatami.
Hotelowy butik
W hotelu, w pobliżu głównego wejścia i recepcji funkcjonuje hotelowy sklepik, w którym oprócz kilku niezbędnych drobiazgów nabyć możemy też drobne przekąski, oraz całą masę regionalnych produktów – głównie winiarskich i gorzelniczych, ale są tu też suszone owoce, lokalne słodycze czy miody. Można tu również znaleźć pocztówki, lokalne pamiątki oraz rękodzieło.
Park
Ważnym elementem posiadłości jest należący do niej park. Oprócz oczywistego zacisza, które tu znajdziemy, możemy też wykorzystać jego obecność do ćwiczeń na świeżym powietrzu, szczególnie jako wygodne miejsce do wybiegania się w plenerze. Znajdujący się w ramach parku dom Chavchavadze mieści muzeum, będące jedną z lokalizacji, w których odbywa się – niegdyś w formie biennale – obecnie corocznie – muzyczny Festiwal Tsinandali.
Droga przez park stanowi też wygodną i przyjemną trasę do okolicznych winnic i przydrożnego sklepiku.
Winnica
Jako, że Khaketi jest winiarskim regionem słynącego z wina kraju, w okolicy aż roi się od winnic. Możecie tu nie tylko nabyć ciekawe egzemplarze lokalnych produktów, ale też odwiedzić wiele z tych miejsc i skorzystać z ich ofert różnego rodzaju zajęć.
Jednym z miejsc, które nam przypadło szczególnie do gustu, jest winnica Shumi – możecie zwiedzić ich muzeum winiarskie, piwniczki, w których przechowuje się wino, ale również spróbować na miejscu ich produktów, odbyć lekcję gotowania lokalnych potraw, a także nabyć coś w ich sklepiku. Shumi oferuje też na miejscu kilka prostych, lokalnych dań, z których wszystko czego spróbowaliśmy było przepyszne.
Telavi
Mimo wrażenia, że Tsinandali Estate znajduje się pośrodku niczego, od najbliższej większej miejscowości – Telavi – dzieli ją niespełna dziesięć kilometrów. Tym, co przyciągnęło nas do miasta był słynny targ, na którym zaopatrzyć można się w całą masę ciekawych, lokalnych dobroci, z których osobiście polecamy churchele – pyszne orzechy włoskie zatopione w gęstym, zredukowanym soku z owoców – najczęściej winogron. Jeśli ktoś miałby ochotę spróbować samego tak przygotowanego soku, istnieje również taka możliwość. Jest on sprzedawany w formie kolorowych, przypominające serwetki płacht. Bardzo aromatyczna rzecz przypominająca nieco w formie żelki, przy czym znacznie mniej słodka, o naturalnym smaku owoców.
Oczywiście, to jedynie maleńki ułamek przysmaków i przetworów, które znaleźć można na targu. Jeśli odwiedzicie to miejsce i spróbujecie innych ciekawych pozycji, koniecznie podzielcie się z nami czego powinniśmy spróbować przy kolejnej wizycie.
Podsumowanie
Do Tsinandali wybraliśmy się podążając za reklamą. Odwiedziny w tym miejscu były tylko częścią naszego planu na Gruzję. Już po pierwszym dniu pobytu zrewidowaliśmy jednak swoje plany, skasowaliśmy poczynione wcześniej rezerwacje w innych miejscach i zostaliśmy na miejscu do czasu powrotu do kraju. Mimo spędzonego tu dłuższego czasu nie nudziliśmy się ani przez chwilę. Kiedy nadeszła pora wyjazdu, mieliśmy wrażenie, że nie doświadczyliśmy nawet połowy tego, co oferuje nie tylko sam hotel, ale też okolica. Dlatego też z niecierpliwością wyczekujemy momentu, kiedy będziemy mogli do Radisson Collection Tsinandali Estate wrócić.
Dane kontaktowe
The Tsinandali Estate, a Radisson Collection Hotel
Tsinandali village Kakheti Region Tbilisi, 2217, Gruzja