- Inne teksty z tej podróży:
- Szybka Recenzja: Austrian Airlines – Klasa Biznes w Airbus A319 Mediolan – Wiedeń
- Recenzja: Austrian Airlines – Klasa Biznes w Boeing B767 Wiedeń – Miami
- Recenzja: Avianca – Klasa biznes w Airbus A330 i A320 Miami –Bogota – Miami
- Szybka Recenzja: Avianca – Klasa ekonomiczna w Airbus A320 Bogota – Barranquilla – Bogota
- Szybka Recenzja: Radisson Rewards – Park Inn by Radisson Diamond Barranquilla, Barranquilla
- Recenzja: Avianca – Klasa biznes w Airbus A318 i A321 Barranquilla – Cali – Medellin – Bogota – Cartagena
- Recenzja: Hilton Honors – Conrad Cartagena, Cartagena
- Szybka Recenzja: Radisson Rewards – Radisson ar Hotel Bogota, Bogota
- Recenzja: SWISS – Klasa Biznes w Airbus A330 Miami – Zurych
- Szybka Recenzja: SWISS – Klasa Biznes w Embraer E190 Zurych – Mediolan
Linie: SWISS
Lot: LX 065
Trasa: MIA – ZRH
Samolot: Airbus A330-300
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 19.40 – 11.00 (+1)
Po średnim locie liniami Avianca z Bogoty do Miami i krótkim pobycie na miejscu, przyszedł wreszcie czas na lot do Europy. Tym razem odbyliśmy go na pokładzie Airbusa A330 linii SWISS w klasie biznes.
Nauczeni doświadczeniem innych częstolataczy, już zawczasu postanowiliśmy spróbować zawalczyć o słynne „trony” – pojedyncze fotele w kabinie klasy biznes. Istnieje kilka możliwości zajęcia tych miejsc, z których najbardziej preferowaną przez linię lotniczą jest uiszczenie zawczasu niemałej opłaty (około 149€-199€). Okazuje się jednak, że na czterdzieści osiem godzin przed planowanym wylotem, miejsca te są uwalniane do bezpłatnego wyboru przez wszystkich pasażerów lecących w kabinie klasy biznes. Skorzystaliśmy z tego faktu i na dwa dni przed lotem transatlantyckim udało nam się zająć upatrzone siedzenia.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że główną zaletą „tronów” jest duża ilość miejsca, w postaci płaskich powierzchni, które przydadzą się szczególnie, jeśli w czasie lotu zamierzamy pracować. Minusem podróży w pojedynczych, szerokich fotelach klasy biznes jest obniżony komfort w czasie wypoczynku. Głównym winowajcą jest tu stosunkową wąska i niewysoka wnęka, przeznaczona na nasze nogi, kiedy fotel rozłożony jest do pozycji łóżka. Utrudnia to zmianę pozycji w czasie wypoczynku, a osoby wyższe narzekają także na brak możliwości zajęcia wygodnego ułożenia bez podwijania nóg.
W dniu lotu, po dotarciu do Miami, konieczności odbycia procedury imigracyjnej, ponownej kontroli bezpieczeństwa, oraz krótkim pobycie w saloniku Avianca, udaliśmy się do bramki, z której odlatywać miał nasz samolot.
Boarding
Mimo sporego zapasu czasu przed planowanym rozpoczęciem boardingu, kiedy dotarliśmy do odpowiedniego gate’u, pierwsi pasażerowie już wchodzili na pokład. Były to osoby wymagające asysty, którym zagwarantowano w ten sposób naprawdę komfortowe warunki do przygotowania się do rejsu.
Po kilku minutach, osobną ścieżką, w asyście pracowników linii, do samolotu weszli pasażerowie pierwszej klasy.
Po kolejnej chwili na pokład zaproszono pojawiających się ciągle, kolejnych PRMów (ang. passengers with restricted mobility – pasażerowie z ograniczeniami mobilności), oraz rodziny z małymi dziećmi.
Kiedy i ta grupa zajęła już swoje miejsca w samolocie, na pokład ruszyli pasażerowie klasy biznes oraz posiadacze statusu Star Alliance Gold.
Miejsca w kabinie klasy biznes były zawczasu przygotowane dla gości – znalazły się na nich: kocyk, poduszka, słuchawki, butelka wody, a także kosmetyczka podróżna. Każdy z gości miał też do dyspozycji wieszak oznaczony numerem swojego siedzenia, na którym mógł rozwiesić okrycie wierzchnie, które sprawne i energiczne Stewardesy zabierały do szaf, w której podróżowało ono w znacznie lepszych warunkach.
Zanim jeszcze na dobre rozejrzeliśmy się po kabinie, która tego dnia wypełniona była niemal do ostatniego miejsca, Stewardesy rozpoczęły dostarczanie gościom kart menu wraz z dodatkowym kwestionariuszem w sprawie preferencji śniadaniowych, oraz informacją o Arrival Lounge w Zurychu.
Kiedy ruch w kabinie zmalał rozpoczęto też serwowanie zwyczajowych welcome drinków – w tym przypadku zestaw standardowy, czyli woda, sok pomarańczowy, oraz szampan.
Kilka kolejnych minut upłynęło pasażerom na sączeniu zimnych napojów, a załodze na ostatecznym przygotowaniu wszystkich kabin do rozpoczęcia rejsu.
Po odłączeniu „rękawa” i wypchnięciu samolotu z pozycji postojowej, rozpoczęła się emisja instrukcji bezpieczeństwa na ekranach systemu rozrywki pokładowej. Po stosunkowo długim czasie, który samolot spędził na dotarciu do progu pasa startowego, kiedy nadeszła kolej na jego użycie, wystartowaliśmy lekko i bez większych przygód zaczęliśmy się wznosić, aby uzyskać wysokość przelotową.
Kilka chwil po wzbiciu się w powietrze, Purser (Szef Pokładu) ogłosił, że serwis w klasie biznes rozpocznie się za około dwadzieścia minut.
Kolacja
I tak się właśnie stało. Po wyłączeniu sygnalizacji „zapiąć pasy”, Załoga pokładowa rozpoczęła zbieranie zamówień na kolację od końca kabiny. Korzystając z okazji, zbierane były też formularze z wyborem dań, które miały zostać podane przed przylotem, w ramach śniadania.
Niemal równocześnie, od przodu kabiny, wyruszały w swoją trasę wózki z napojami. Do dyspozycji gości pozostawała pełna gama napojów – zarówno kaw, herbat, napojów gazowanych, jak również win, piwa, czy też mocniejszych alkoholi. W ślad za serwisem napojów, podążały Stewardesy, które w czasie przygotowywania zamówień na napoje, rozkładały na stolikach pasażerów śnieżnobiałe obrusy.
Jako uzupełnienie pierwszej rundy drinków, gościom zaserwowano również mieszankę orzechów.
W czasie kursu powrotnego wózków, stewardesy upewniały się, czy pasażerom czegoś nie brakuje, lub czy poziom płynów w kieliszkach nie jest zbyt niski, w efekcie realizując drugi serwis napoi.
W tym miejscu rozpoczęto też podawać gościom przystawki – serwowane z wózka. Pieczona wołowina z piklowanymi warzywami była pyszna, krucha, pełna smaku umami. Towarzyszące jej warzywa, w dość mocno octowej zalewie były chrupiące i świetnie pasowały do pełnego smaku mięsa. Sałata, która zwyczajowo jest w cateringu lotniczym wypełniaczem, na który zwraca się nieco mniejszą uwagę, tym razem byłą pyszna, świeża, bez śladów więdnięcia i niepierwszej świeżości. Pycha! Nieco zdziwiło nas podawanie na tym etapie posiłku serów, ale kimże jesteśmy, żeby kwestionować dodatkową dawkę pysznej, szwajcarskiej kazeiny? Niech wolno nam będzie tylko powiedzieć, że były wspaniałe.
Jako danie główne spróbowaliśmy zarówno polędwicy wołowej w sosie z czerwonego wina z pieczonymi ziemniaczkami i fasolką, która okazała się być wyśmienita w smaku, choć jak na nasz gust nieco za bardzo przeciągnięta w kierunku well-done. Ravioli z dynią, z kremowym sosem szałwiowym również nie zawiodły. Delikatne pierożki w towarzystwie świetnego, nieprzesadnie aromatycznego sosu i pieczonej dyni nie są daniem, które gości w ofercie dań na pokładach samolotów często, co spowodowało, że z tym większą przyjemnością go spróbowaliśmy i z pełną odpowiedzialnością możemy polecić.
Miłą odmianą w trakcie serwisu na pokładzie SWISS był sposób zbierania zastawy po skończonym posiłku. W wielu liniach, w których dania serwowane są z wózków, w ten sam sposób odbywa się również proces sprzątania, co powodować może wydłużony czas, w którym pozostajemy zniewoleni pośród talerzy i sztućców po dawno skończonym posiłku. W przypadku szwajcarskiego przewoźnika flagowego, zaradzono temu dylematowi w bardzo rozsądny sposób – Stewardesy przechadzające się po kabinie, zauważywszy, że dany pasażer skończył już swój posiłek, zbierają jego zastawę na tacę i wynoszą ją do samolotowej kuchni (galley), proponując przy okazji dodatkową porcję napojów.
Kiedy wszyscy pasażerowie uporali się już ze swoim posiłkiem, załoga rozpoczęła serwowanie deserów. Zdecydowaliśmy się na krem cytrynowy na tarcie pistacjowej z bitą śmietaną, który był świetnym, lekkim zakończeniem ponadprzeciętnie smacznego posiłku na pokładzie samolotu. Oczywiście, Szwajcarzy nie byliby sobą, gdyby nie mogli uraczyć swoich gości, przy okazji chwaląc się odrobinę, swoimi słynnymi, czekoladowymi słodyczami – tym razem w postaci pralin zamkniętych w bombonierce.
Po skończonym deserze i realizacji ostatnich zamówień na napoje, światła w kabinie zostały wygaszone, aby umożliwić pasażerom odpoczynek.
Internet
My, korzystając z tej okazji oraz siedzeń – tronów – zabraliśmy się do pracy, korzystając przy okazji z pokładowego internetu. Nie było to najszybsze połączenie na jakim przyszło nam pracować, z dużą zmiennością prędkości wysyłania i ściągania danych, jednak do podstawowych czynności i utrzymywania kontaktu ze światem, było ono więcej niż wystarczające.
Problemy z systemem rozrywki pokładowej (IFE)
Aby umilić sobie czas przy pracy, postanowiliśmy skorzystać również z oferty pokładowego systemu rozrywki (IFE). Przez pierwsze kilkanaście minut, kiedy zapoznawaliśmy się z jego zawartością, wszystko działało w porządku, jednak w pewnym momencie system zaczął zwalniać, aby po kolejnych kilku minutach przestać w ogóle reagować na jakiekolwiek sygnały od użytkownika. Powiadomiona o kłopotach Załoga obiecała zająć się problemem. Kolejne upływające kwadranse nie przynosiły rozwiązania, a do sprawy po stronie Załogi zaangażowany został sam Szef Pokładu. Dzięki tej eskalacji, dowiedzieliśmy się, że system IFE zrestartować można na przynajmniej dwa sposoby (w czasie lotu). W naszym przypadku zwykły, kilkukrotny reset nie przyniósł oczekiwanego rezultatu, w związku z czym Purser zmuszony był wykonać operację resetu, która zająć miała około czterdziestu minut! Niestety, nawet ten krok nie przyniósł rozwiązania. Szef Pokładu próbował ratować sytuację proponując nam zmianę miejsc, ale sprawdzając profilaktycznie działanie systemu w jedynym z dwóch wolnych foteli w kabinie zorientował się, że problem jest nieco bardziej rozległy i nie dotyczy jedynie naszych foteli, ale prawdopodobnie większej części kabiny. Pasażerowie, którzy uruchomili swoje treści przed jej nastąpieniem, mogli spokojnie kontynuować konsumpcję swojego filmu, serialu czy muzyki, ale jakakolwiek nowa interakcja z systemem była niemożliwa.
Ostatecznie, wspólnie uznaliśmy, że dalsza walka z systemem jest nieuzasadniona, a Szef Pokładu, w ramach przeprosin i zadośćuczynienia wręczył nam vouchery o wartości 200 CHF.
Abstrahując od minimalnego kłopotu wynikającego z awarii systemu IFE, sposób, w jaki Załoga na bieżąco informowała nas na temat podejmowanych kroków w celu wyeliminowania problemu, jednoznacznie upewniła nas, że nawet w sytuacjach trudnych, pasażer – klient pozostaje w centrum zainteresowania pracowników linii. Bardzo to sobie cenimy.
Warto przy okazji nadmienić, że awaria systemu IFE nie miała wpływu na dostęp do internetu na pokładzie. W czasie naszych prób nigdy nie zauważyliśmy sytuacji, w której internet byłby niedostępny – od czasu, kiedy zaczęliśmy z niego korzystać, aż do samego niemal lądowana.
Śniadanie
Kiedy po kilku godzinach wypoczynku (lub pracy) zaczęto ponowne rozświetlanie kabiny, rozpoczął się również serwis śniadaniowy. Prowadzony był on w sposób odmienny niż w przypadku poprzedniego posiłku. Tym razem Stewardessy obsługiwały gości indywidualnie, najpierw upewniając się, że są gotowi do jego rozpoczęcia, aby po aprobacie szybko oblec stolik obrusem i zaserwować gotowy, wcześniej zamówiony zestaw dań na jednej tacy, przyniesionej bezpośrednio z galley. W czasie wszystkich swoich działań załoga dokładała wszelkich starań, aby nie zbudzić tych osób, które ze śniadania zrezygnowały całkowicie, przedkładając sen nad posiłek.
W przypadku śniadania postawiliśmy głównie na napoje – poza kilkoma wypiekami, jogurtem, wędlinami, serem czy jogurtem, spróbowaliśmy kawy, herbaty, mięty i soków, smoothie, oraz wyboru owoców. Wszystkie elementy były w jak najlepszym porządku – świetny jumpstart na poranny przylot do Zurychu.
Podobnie jak w przypadku końcówki serwisu kolacyjnego, również w przypadku śniadania czas oczekiwania na uprzątnięcie naczyń po posiłku był minimalny. Super!
Po kilkudziesięciu minutach Kapitan ogłosił, że zbliżamy się do naszego portu docelowego, a Załoga rozpoczęła proces przygotowania kabiny do podejścia do lądowania.
Koła naszego samolotu dotknęły powierzchni pasa na lotnisku w Zurychu na kilka minut przed planowanym czasem rozkładowym.
Podsumowanie
Nasza przygoda z lotami długodystansowymi na pokładzie SWISS rozpoczęła się bardzo dobrze. Linia, będąca częścią grupy Lufthansa, wypracowała w światku częstolataczy opinię najlepszej w grupie, oferując produkt i usługi przewyższające pod każdym względem swoją „starszą siostrę”. Takie jest też nasze doświadczenie. W przypadku klasy biznes, według naszych doświadczeń, jest to jeden z najlepszych przewoźników na rynku. W przypadku atrakcyjnej oferty polecielibyśmy SWISSem bez wahania.