- Inne teksty z tej podróży:
- Szybka Recenzja: Austrian Airlines – Klasa Biznes w Airbus A319 Mediolan – Wiedeń
- Recenzja: Austrian Airlines – Klasa Biznes w Boeing B767 Wiedeń – Miami
- Recenzja: Avianca – Klasa biznes w Airbus A330 i A320 Miami –Bogota – Miami
- Szybka Recenzja: Avianca – Klasa ekonomiczna w Airbus A320 Bogota – Barranquilla – Bogota
- Szybka Recenzja: Radisson Rewards – Park Inn by Radisson Diamond Barranquilla, Barranquilla
- Recenzja: Avianca – Klasa biznes w Airbus A318 i A321 Barranquilla – Cali – Medellin – Bogota – Cartagena
- Recenzja: Hilton Honors – Conrad Cartagena, Cartagena
- Szybka Recenzja: Radisson Rewards – Radisson ar Hotel Bogota, Bogota
- Recenzja: SWISS – Klasa Biznes w Airbus A330 Miami – Zurych
- Szybka Recenzja: SWISS – Klasa Biznes w Embraer E190 Zurych – Mediolan
Już na wstępnym etapie planowania wyjazdu do Kolumbii założyliśmy, że ma on być dla nas wyważonym miksem różnego rodzaju przyjemności. Ze względu na lokalizację naszej „bazy”, kwestię doświadczeń lotniczych mieliśmy poniekąd załatwioną. Kulminacją doświadczeń hotelowych miało być kilka dni spędzonych w Conrad Cartagena. Połączenie wrażeń płynących z leniwych spacerów wśród świetnie zachowanych, historycznych zabudowań kolonialnej perły Kolumbii z tym, do czego przyzwyczaiła nas marka Conrad zapowiadało się nadzwyczaj ekscytująco.
Po przyjeździe
Do hotelu z centrum miasta docieramy taksówką. Warto tu zaznaczyć, że Conrad Cartagena znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od głównych atrakcji miasta, a właściwie na jego obrzeżach. Jak wszystko w życiu, ma to swoje wady i zalety. Jeśli naszym głównym celem wizyty w okolicy jest pochłanianie czającej się tu za każdym rogiem historii, hotel, pomimo zapewnienia bezpłatnego transportu do centrum (i z powrotem) może nie być najlepszym wyborem. Z drugiej strony, jeśli szukamy spokoju i dystansu od czasami głośnego i przytłaczającego ilością bodźców miasta, sytuacja zmienia się diametralnie.
Zanim dotrzemy przed budynek hotelu, dwukrotnie zatrzymujemy się w punktach kontroli bezpieczeństwa – jeden obsługuje większy obszar, na którym znajduje się kilka różnego rodzaju obiektów, drugi utworzony został przez sam hotel. Na szczęście całą komunikację w naszym imieniu przejmuje na siebie Kierowca auta. Po dotarciu do hotelu, drzwi do auta otwierają nam Pracownicy ochrony, a dwójka Bellboyów wita nas po angielsku i proponuje pomoc w kwestii bagaży. Podróż po Kolumbii odbywamy „na lekko”, więc za pomoc dziękujemy. Bellboy prowadzi nas do recepcji, gdzie przy kontuarze „przekazuje nas” Recepcjonistce Nathalie.
Zanim jeszcze rozpoczniemy procedurę meldowania, w oczy rzuca nam się przestronne, wysokie lobby. Z jednej strony wydaje się ono otwarte – cała ściana drzwi od strony basenów jest otwarta, przez co świetnie widać, co dzieje się na zewnątrz. Z drugiej strony, od strony podjazdu, podobny, wielki segment ściany składający się z serii drzwi pozostaje w dużej części zamknięty, oddzielając wnętrze od palącego słońca, którego promienie dobiegają o tej porze z tej właśnie strony.
Nathalie wita nas w Conrad Cartagena, pyta o nazwisko i w mgnieniu oka odnajduje naszą rezerwację. Niestety, mimo tego, że pojawiliśmy się w hotelu zaledwie kwadrans przed oficjalną godziną rozpoczęcia doby hotelowej, nasz pokój nie jest jeszcze gotowy. W czasie krótkiej rozmowy, jak spod ziemi pojawia się koło nas Kelner z tacą, na której znajdujemy chłodne, wilgotne ręczniczki do odświeżenia, oraz sowite porcje orzeźwiającego, cytrusowego napoju – świetny zestaw na tę porę dnia i tę ilość gorących promieni kolumbijskiego słońca. Nathalie wręcza nam kartkę z podstawowymi informacjami o hotelu, informując nas, że jako członkowie programu lojalnościowego Hilton Honors otrzymujemy upgrd do apartamentu z widokiem na ocean, a także zaprasza nas na śniadanie do restauracji Adesso Tu, będące również częścią benefitów statusu Diamond w programie lojalnościowym sieci hotelowej.
W tej chwili dołącza do nas również Hamlet, członek hotelowego zespołu Concierge, który zaprasza nas do kontaktu w każdej sprawie bezpośrednio z nim, lub z którąś z jego koleżanek lub kolegów. To również Hamlet odprowadza nas do kanapy obok lobby baru, gdzie możemy zaczekać, aż pokój zostanie dla nas przygotowany. Dzięki temu mamy chwilę, aby rozejrzeć się dookoła nieco dokładniej i pierwszy raz rzucić okiem na teren rekreacyjny hotelu – baseny, oraz w oddali pole golfowe i budynek nad brzegiem morza, w którym znajduje się restauracja-bar oraz sala, w której czasami udziela się ślubów.
Po niespełna kwadransie Nathalie przynosi nam karty-klucze, życzy miłego pobytu i oddaje w ręce Hamleta, który proponuje, że zaprowadzi nas do naszego apartamentu. Z oferty z chęcią korzystamy – kompleks hotelowy jest spory, w jednej z części odbywa się właśnie konferencja lub targi na temat żywności, w lobby i na korytarzach panuje spory ruch – z przewodnikiem będzie nam dużo łatwiej.
Pokój – apartament z widokiem na morze 341
Po przejściu kilku długich korytarzy i pokonaniu trzech pięter windą, docieramy wreszcie pod drzwi oznaczone numerem 341. Hamlet otwiera je kartą, którą przejął od Nathalie i zaprasza nas zamaszystym gestem do środka. Na miejscu demonstruje wyposażenie i funkcjonalności naszego nowego lokum, prezentuje zapierający dech w piersiach widok z balkonu przy salonie. Po wszystkim żegnamy się, a Hamlet raz jeszcze zachęca do kontaktu z nim osobiście, oraz całym jego zespołem.
Dopiero teraz mamy czas dokładniej przyjrzeć się naszemu apartamentowi. Po wejściu, małym korytarzem, mijając niewielką łazienkę z toaletą i prysznicem, wchodzimy do ogromnego pokoju dziennego, który podzielono na dwie główne strefy.
W pierwszej króluje ogromny, drewniany stół z krzesłami i ławką. W drugiej dominuje kanapa, fotel, stolik kawowy i wiszący na ścianie ogromny telewizor.
Nieco dalej, z ciągnącego się od podłogi aż do sufitu okna, które pełni również rolę drzwi balkonowych, leje się ciepłe popołudniowe słońce, które mocno doświetla stosunkowo długie pomieszczenie. Balkon sam w sobie jest atrakcją. Ponieważ w tym miejscu apartament znajduje się na szczycie budynku, balkon oplata salon na kształt litery L, dając wyśmienity widok zarówno na pole golfowe i budynek nad brzegiem morza, jak i z boku na wewnętrzny dziedziniec hotelu, baseny, restauracje, oraz pobliskie budynki leżące już poza terenem hotelu. Dla wygody gości na balkonie znajdują się wiklinowe fotele oraz stoliki, które umożliwiają wygodny, wieczorny relaks. Od samego wejścia do apartamentu, w oczy rzuciło nam się terakotowe wykończenie podłogi. Wydawało nam się, że nie licuje ono do końca z resztą wykończenia i marką hotelu. Nasze zdanie w tym temacie zmieniło się szybko i to diametralnie. Wystarczyło, że otworzyliśmy drzwi balkonu na kilka minut, a cała podłoga, ze względu na różnicę temperatur między klimatyzowanym wnętrzem, a rozgrzanym karaibskim słońcem powietrzem na zewnątrz, pokryła się skraplającą się wodą. Mimo, że mokra podłoga nie jest niczym przyjemnym, aż strach pomyśleć jak wyglądałby ułożony w tym miejscu dywan po kilku czy kilkunastu miesiącach.
Sypialnia, to kolejne wielkie pomieszczenie w naszym apartamencie. W tym miejscu, jak można by się spodziewać, króluje ogromne łóżko typu king. Jest tu też osobny, mniejszy balkon, który sąsiaduje bezpośrednio z podobnym, należącym do pokoju obok. Również i na nim znajdujemy fotele i stolik, oraz piękny widok na ocean, pole golfowe, a po drugiej stronie, na odległą sylwetkę centrum Cartageny.
Główna łazienka, przylegająca do sypialni, oddaje do naszej dyspozycji dwie umywalki, wannę i wygodny prysznic. Dla zapewnienie odrobiny naturalnego światła, pomieszczenie to połączono z sypialnią szybą, którą dla zapewnienia prywatności można zasłonić.
Po około godzinie od czasu, kiedy weszliśmy do pokoju, otrzymaliśmy telefon z pytaniem, czy będzie to odpowiednia pora na dostarczenie prezentu powitalnego. Kelner dociera do nas po niespełna kwadransie. Przy okazji tego kontaktu dowiadujemy się, że dwa z trzech znajdujących się w apartamencie telefonów nie działają. Zgłaszamy usterkę Concierge’owi, a po kolejnym kwadransie pojawia się pod naszymi drzwiami ekipa techniczna, która w trymiga rozwiązuje problem.
Rekreacja, wypoczynek
Czas w hotelu spędzamy głównie na leniwym wypoczynku przy wygodnym zestawie basenów. Poza grą w golfa oraz spacerami morskim wybrzeżem to główna atrakcja Conrada Cartagena. Znajdą tu miejsce zarówno miłośnicy pływania, wylegiwania się w jacuzzi jak i gry w piłkę wodną (waterpolo), do której przeznaczono cały osobny basen z pełnym wyposażeniem.
Do dyspozycji gości jest też dobrze wyposażona, przestronna sala ćwiczeń, oraz osobna sala zabaw dla dzieci, w której organizowane są również zajęcia dla maluchów.
W tym miejscu warto również zaznaczyć, że duży obszar terenu zewnętrznego hotelu zajmowało pole golfowe. Podczas naszego pobytu nie było dnia, abyśmy nie widzieli tam conajmniej kilku graczy.
Inne atrakcje
Jedną z głównych atrakcji Cartageny jest jej kolonialna zabudowa i zabytkowe uliczki w centrum, w których warto się zgubić. Jako, że Conrad Cartagena położony jest na uboczu, do dyspozycji gości oddano kilka shuttle’i dziennie, które zabierają chętnych do centrum, a po kilku godzinach również w drogę powrotną. Jest to dobre rozwiązanie, jeśli zdecydowaliśmy się na ten hotel, a mamy zamiar pozwiedzać miasto – wyjazd po śniadaniu, powrót późnym popołudniem. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że w zależności od natężenia ruchu, trasa w jedną stronę zająć może około godzinę i trzydzieści minut. Nie jest to zatem opcja dla każdego, a ci, dla których główną atrakcją w Cartagenie jest Fort lub port, powinni rozważyć wybór hotelu bliższego tym miejscom.
Śniadanie
Śniadanie w Conrad Cartagena serwowane jest w restauracji Adesso Tu między godziną 7:00 a 11:00. Oferuje ono bufet, w którym znajdziemy większość podstawowych dań, których można oczekiwać po hotelowej restauracji. Mimo wszystko wybór dań oferowanych gościom w Conrad Cartagena odbiegał dość znacząco od innych hoteli tej marki, które mieliśmy okazję odwiedzić. Część różnic wynikać może z lokalnych zwyczajów – śniadanie w Kolumbii to głównie kawa i różnego rodzaju słodkie wypieki. Mimo wszystko, po hotelu tej klasy spodziewaliśmy się i liczyliśmy na więcej. Pierwszego dnia przy śniadaniu miał też miejsce mały zgrzyt – po skończonym posiłku Kelner przyniósł nam do stolika rachunek. Jako, że śniadanie dla gości o statusie Diamond w programie lojalnościowym Hilton Honors jest bezpłatne, udało nam się sprawę szybko wyjaśnić z Szefem Restauracji, niemniej, temu, że nastąpił tu pewien zgrzyt nie da się zaprzeczyć.
Restauracja Sea Salt
Lokalizacja hotelu dała nam się we znaki kilkukrotnie, kiedy próbowaliśmy skorzystać z ofert różnych działających na jej terenie restauracji. Część z nich była nieczynna w interesujących nas porach, w części odbywały się zamknięte imprezy, związane z odbywającymi się w hotelu targami czy wystawami. W przypadku hotelu w mieście nie sprawiałoby to najmniejszego problemu, jednak w przypadku obiektu oddalonego o godzinę jazdy od „cywilizacji”, sprawa nie jest już taka łatwa.
Ostatecznie, z rozbudowanej oferty gastronomicznej, udało nam się odwiedzić jedynie restaurację Sea Salt. Zarezerwowany na lunch stolik czekał na nas o umówionej porze.
Udało nam się zająć miejsce tuż przy ogrodzeniu restauracji prowadzącym na patio, mieliśmy więc najlepsze z możliwych miejsc – dach nad głową w przypadku przelotnego deszczu (które się podczas naszej wizyty zdarzały), oraz piękny widok przed sobą. Całość posiłku przebiegła bardzo przyjemnie – na żaden z elementów serwisu nie musieliśmy czekać zbyt długo, obsługująca nas Kelnerka była wesoła i kontaktowa. Oczywiście, zarówno dania jak i napoje również okazały się wyśmienite.
Zdecydowaliśmy się na to, co w naszym mniemaniu powinno być tu najlepsze. Na przystawki zamówiliśmy krewetkowe ceviche oraz sałatkę z mango. Danie z owocami morza było świeże, aromatyczne, podkręcone w smaku mleczkiem kokosowym oraz sporą ilością soku z limonki. Sałatka z mango, oprócz dużej ilości świeżego i jędrnego owocu zawierała też kawałki serca palmy. Całość podkręcono w smaku słodyczą oraz właściwą ilości ostrości.
Na danie główne podano nam stek z ryby oraz meli-melo, czyli przegląd kilku rodzajów mięs i owoców morza. Tu również bez zaskoczeń – wszystkie elementy były smaczne, jędrne i soczyste, odpowiednio doprawione, świeże i stanowiły bardzo przyjemne rozwinięcie tego, co zapowiadały przystawki.
Uzupełnieniem jedzenia były klasyczne drinki – piña colada i mojito. Uważna kelnerka, za każdym razem, kiedy tylko dostrzegała niski poziom napojów w naszych naczyniach, oferowała i dostarczała nam kolejne porcje, zanim ujrzeliśmy dna w poprzednich.
Obsługa
Na szczególną pochwałę wśród świetnej obsługi w hotelu zasługuje dział Concierge. Hamlet nie żartował, ani nie przesadzał zachwalając swoich kolegów. Rzeczywiście, byli w stanie rozwiązać wszelkie problemy i pomóc w każdej sytuacji. Mieliśmy okazję obserwować to zarówno z boku, jak i z pierwszej ręki. Kiedy na naszej kolumbijskiej karcie SIM kończyły się środki, a żadna z prób doładowania jej przy pomocy kilku europejskich kart kredytowych nie powiodła się, jeden z Conciergów spędził z nami niemal pół godziny, próbując kontaktować się z operatorem, procesorem płatności, pośrednikiem, który mógłby nam sprzedać doładowanie, ostatecznie doładowując nam telefon ze swojej prywatnej karty kredytowej.
Oczywiście, pieniądze wraz z odpowiednim tipem oddaliśmy mu w gotówce od ręki. Zaangażowanie, poświęcony czas, a wreszcie użycie swoich prywatnych środków, aby nam pomóc, jest rzeczą, której nie spotyka się często. Poprzednio, podobnego zaangażowania mieliśmy okazję doświadczyć kilka lat wcześniej w Chinach, w hotelu Hilton Xi’an, kiedy tamtejszy Concierge w związku z podobnymi kłopotami z obsługą naszych kart kredytowych zapłacił za naszą taksówkę z własnych środków. Tę pomoc również nagrodziliśmy sowicie po rozwiązaniu problemów z kartami. Byłoby fantastycznie, gdyby więcej osób pełniących tę ważną funkcje w hotelach okazywało te same pokłady empatii i chęci pomocom gościom, co Concierge z Conrad Cartagena czy Hilton Xi’an.
Podsumowanie
Nasz pobyt przebiegał bezproblemowo, oprócz wspomnianych wyżej drobnych wydarzeń, aż do momentu wymeldowania. Tutaj spotkała nas jedyna przykra niespodzianka, która, jeśli spojrzeć na nią w szerszym aspekcie, może być elementem przyczyniającym się do tego, że hotel ten nie należy już do programu Hilton Honors i nie funkcjonuje pod marką Conrad. Wręczony nam przez Recepcjonistkę Anę rachunek wydał nam się zbyt duży. Na tyle zbyt duży, że różnicę tę odnotowaliśmy od razu. Po krótkiej analizie, okazało się, że hotel obciążył nas dodatkowo podatkiem VAT, z którego, jak posiadacze wizy PIP5, byliśmy zwolnieni. O fakcie tym wiedzieliśmy z doświadczenia – Conrad Cartagena nie był jedynym hotelem, który odwiedziliśmy w Kolumbii. Dodatkowo, dokładna informacja na ten temat znajdowała się na stronie rezerwacyjnej hotelu w systemie Hilton Honors.
Mimo podpierania się tymi argumentami, okazaniem wizy w paszporcie i eskalacji problemu do Managera Recepcji, nie udało nam się uzyskać satysfakcjonującego nas rozwiązania. Zaskoczenie gościa zwiększeniem rachunku o jedną piątą podczas wymeldowania na pewno nie przysporzyło hotelowi pozytywnych opinii.
Conrad Cartagena funkcjonował pod tą marką niespełna trzy lata. Spotkaliśmy w nim wielu świetnych, oddanych swojej pracy i gościom Pracowników, którzy uczynili nasz pobyt świetną odskocznią od szybkiego tempa zwiedzania Kolumbii, które obraliśmy. Lokalizacja hotelu, mimo, że atrakcyjna dla wielbicieli gry w golfa, mogła być pewną niedogodnością dla znacznej części gości. Ograniczone, ze względu na prowadzone tam imprezy opcje jedzenia, przy dłuższych pobytach mogły stanowić kolejny problem. Fanów, szczególnie wśród zagranicznych gości nie przysparzały hotelowi także zaskoczenia wynikające z nieprzestrzegania własnych informacji na temat doliczania podatku VAT do rachunku. Z perspektywy gościa, trudno przejść nad tego typu problemami obojętnie, choć warto zaznaczyć wyraźnie, że sposób podejścia do gości przez część Pracowników tego obiektu pozostanie w naszej pamięci na bardzo długo.
Dane kontaktowe
Conrad Cartagena,
Karibana Golf Club Resort, Cartagena, Kolumbia