KLM – Klasa Biznes w Boeing 737 Warszawa – Amsterdam
Klasa Biznes w Boeing 747 Amsterdam – Hong Kong
Air China – Klasa Biznes w Airbus A320 Hong Kong – Chengdu
Klasa Biznes w Boeing B787 Chengdu – Amsterdam
KLM Cityhopper – Klasa Biznes w Embraer 190 Amsterdam – Warszawa
Linie: KLM
Lot: KL892
Trasa: CTU – AMS
Samolot: Boeing 787-900 Dreamliner
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 15.30 – 19.20
O naszej podróży do Chengdu pisaliśmy już kilka artykułów, teraz czas na recenzję lotu powrotnego ze stolicy Syczuanu do Amsterdamu. Tym razem podróżujemy na pokładzie nowego Boeing’a 787 Dreamliner w wersji 900, dostarczonego do linii KLM raptem trzy miesiące wcześniej.
Na lotnisku pojawiamy się niecałe dwie godziny przed planowanym czasem odlotu. Przy stanowiskach check-in, które otwierane są na trzy godziny przed wylotem, nadajemy bagaże i otrzymujemy karty pokładowe oraz zaproszenie do saloniku biznesowego.
Po drodze do kontroli paszportowej mijamy park dla Pand. Są tam oczywiście tylko figurki tych sympatycznych zwierzaków. Jak widać, miasto potrafi wykorzystać swój walor turystyczny do maksimum.
W kontraktowym saloniku biznesowym przebywamy dosłownie chwilę, gdyż chcemy przed odlotem kupić jeszcze kilka pamiątek, rzecz jasna w kształcie pand. Ze strefy bezcłowej idziemy wprost do bramki, skąd odlatuje nasz Dreamliner. Samolot zaparkowany jest przy terminalu i do boardingu udostępniono pasażerom jeden rękaw, podstawiony do drzwi 2L. Na dziesięć minut przed planowanym czasem wejściem na pokład, z głośników przy gate, słyszymy zapowiedź rozpoczynającą boarding na nasz lot. Z lekkim zdziwieniem zauważamy, że mimo komunikatu, obsługa bramki wcale nie rusza się ze swoich miejsc i nie zaczyna wpuszczać pasażerów do samolotu. Jak się później okazuje, komunikat był tylko zaproszeniem dla pasażerów do ustawienia się w kolejce. Ciekawy zwyczaj. Właściwy boarding rozpoczyna się punktualnie o godzinie 15.00. Na początek na pokład wchodzą rodziny z małymi dziećmi, a następnie pasażerowie klasy World Business Class i pasażerowie statusowi. Przed samym wejściem do samolotu ponownie sprawdzane są karty pokładowe, a następnie Stewardessy prowadzą nas na nasze miejsca 1A i 1K.
Konfiguracja foteli w klasie biznes KLM’u na pokładzie Boeing 789 Dreamliner to lubiany przez nas układ 1-2-1, w jodełkę. Znamy go chociażby z rejsów Air Canada, Qatar Airways, czy Hainan Airlines. Na pierwszy rzut oka klasa biznes holenderskiej linii lotniczej wygląda atrakcyjnie. Dominuje tu, jak można się domyślić, kolor niebieski. Na fotelach czekają na pasażerów poduszki, a na podnóżkach ułożono kocyki. Nad każdym siedzeniem jest indywidualny nawiew. Bardzo to doceniamy, a niestety coraz rzadziej spotyka się to rozwiązanie w nowych samolotach. Jak się później okazuje, wentylacja działa fantastycznie w trakcie całego lotu, a w kabinie panują komfortowe warunki termalne.
Po zajęciu miejsc bierzemy pod lupę dostępne schowki. Każdy fotel wyposażony jest w zamykaną półeczkę, w której zmieszczą się drobne rzeczy osobiste. Ciekawym gadżetem jest tu lusterko, które doceniają nie tylko kobiety. W schowku tym znajdujemy również przygotowane wcześniej przez obsługę kapcie oraz słuchawki. Kolejnym schowkiem, z którego można skorzystać, jest umiejscowiona nad podłogą wąska wnęka na prasę. Można tu wygodnie schować notebooka lub tablet. Niestety, na tym kończą się możliwości przechowywania drobnych akcesoriów. Reszta musi być umieszczona w górnych schowkach. I tu pojawia się pewna niedogodność dla pasażerów zajmujących pierwsze miejsca w środkowym rzędzie. Mianowicie, schowki na bagaż nad ich głowami dostępne są dopiero od czwartego rzędu, co powoduje czasami lekką nerwowość u pasażerów, poszukujących miejsca na ich podręczne walizki. W takich sytuacjach z pomocą przychodzi niezwykle życzliwa załoga, która szybko i sprawnie lokuje bagaże w dostępnych miejscach. Ostatnim elementem, na który zwracamy uwagę są przyciski sterujące pozycją fotela oraz gniazdo ładowania elektrycznego, które na pierwszy rzut oka jest zlokalizowane w niezbyt wygodnym miejscu, ale ocenimy to później.
W czasie, gdy rozglądamy się po kabinie, dwie Stewardessy roznoszą ‘welcome drinki’. Do wyboru są: woda, szampan, świeżo wyciskany sok pomarańczowy, i piwo – oczywiście Heineken. Jeśli któryś z pasażerów ma ochotę na drugą rundkę napojów, załoga bez najmniejszego problemu spełnia jego życzenie.
Chwilę po serwowaniu drinków powitalnych załoga roznosi kosmetyczki podróżne (amenity kit) oraz menu wraz z kartą win. Punktualnie o godzinie 15.30 następuje odłączenie rękawa (jetbridge) od samolotu, a następnie maszyna jest wypychana z gate (push back). W trakcie, gdy kołujemy do progu pasa, na ekranach monitorów wyświetlana jest instrukcja bezpieczeństwa (safety demo). Dwadzieścia minut później nasz Dreamliner wzbija się w powietrze i obiera kurs na zachód, do Europy.
Podczas startu w kabinie panuje ładne koralowe oświetlenie. Parę minut później wyłączona zostaje sygnalizacja „zapiąć pasy”, a Szefowa Pokładu (Purser) przekazuje pasażerom kilka istotnych informacji na temat lotu. Dowiadujemy się między innymi, jak będzie wyglądał serwis w klasach premium i ekonomicznej na ponad dziesięciogodzinnym rejsie, oraz, że już teraz można korzystać z płatnego dostępu do sieci Wi-Fi na pokładzie. Szybko przeglądamy cennik i rezygnujemy, gdyż ceny są bardzo wysokie.
W międzyczasie jedna ze Stewardess roznosi ciepłe, wilgotne ręczniczki do odświeżenia rąk. My standardowo używamy ich również do wyczyszczenia stolika, bo nigdy nie wiadomo, jak było przeprowadzane sprzątanie między rejsami. Chwilę później do kabiny klasy biznes wchodzi Szefowa Pokładu i wita się z każdym pasażerem indywidualnie, zwracając się do niego po imieniu i nazwisku i podając mu rękę. Na samym powitaniu nie poprzestaje, z każdym zamienia kilka zdań. Rozmawiamy chwilę o naszym poprzednim doświadczeniu w biznesie KLM na pokładzie Boeinga 747, oraz pytamy jak załogi odbierają nowe Dreamlinery. W pewnym momencie czujna Szefowa Pokładu zauważa, że siedzimy oddzielnie, po dwóch stronach samolotu i pyta, czy chcemy siedzieć obok siebie, bo jest to możliwe i chętnie zorganizuje dla nas przesiadkę. Serdecznie dziękujemy za propozycję, ale każde z nas chce siedzieć przy oknie, więc w tym przypadku nie ma mowy o kompromisie. Purserka chichocze i z uśmiechem proponuje nam, abyśmy spotykali się w galley, kiedy tylko będziemy chcieli. To bardzo miłe, doceniamy to szczególnie wiedząc, że galley to królestwo załóg.
Serwis rozpoczyna się od podania napojów oraz orzeszków. W menu jest oczywiście sztandarowy drink KLMu, czyli Flying Dutchman, ale nie ma sera w kostkach. Według informacji od Stewardessy, jest to przekąska dostępna tylko na lotach długodystansowych, startujących z Amsterdamu. Chwilę później Szefowa Pokładu przyjmuje zamówienia pasażerów na dania główne, serwowane podczas lunchu. W przeciwieństwie do Pursera, który obsługiwał nas na rejsie z Amsterdamu do Hong Kongu na pokładzie Boeing B747 i zamówienia przyjmował przy wykorzystaniu tableta, „nasza” Purserka wybiera standardową metodę zapisu wyboru dań, na drukowanej liście.
Podczas oczekiwania na posiłek, przyglądamy się systemowi rozrywki pokładowej (IFE). Na pierwszy rzut oka dostępna jest większa biblioteka filmów i seriali, niż na pokładzie Boeing’a B747, którym lecieliśmy z Amsterdamu do Hong Kongu. Jedyne, co nam przeszkadza w monitorze, to jego ograniczona pozycja. Ze względu na jego konstrukcję ekranu, nie można dostosować jego pochylenia według swoich preferencji, co ma znaczenie jeśli chcemy oglądać go w pozycji leżącej.
Godzinę po starcie rozpoczyna się serwis obiadowy. Stewardessy korzystają z wózka cateringowego, podając każdemu pasażerowi tacę z jego posiłkiem oraz napoje. Dodatkowo serwują ciepłe pieczywo, które jak się później okazuje, jest rewelacyjne – mięciutkie, wcale nie gumowe, w smaku lekko maślane. Jako przystawkę zaserwowano tatar z wędzonego łososia z serkiem śmietanowym oraz zupę dyniowo-imbirową, która jest nalewana z termosu wprost do miseczki przy fotelu pasażera. Tatar był mało doprawiony, zupełnie płaski w smaku, za to zupa była rewelacyjna – gorąca, gęsta i kremowa, pełna smaku. Imbir ciekawie podkręcał walory smakowe dyni. Standardowo, nie liczymy zbytnio na sałatkę. Jest to słuszna koncepcja, gdyż jest ona nijaka. Zwiędnięte liście sałaty, smutne kawałki papryki i kukurydzy konserwowej sprawiają, że nawet po potraktowaniu jej dressingiem jest co najwyżej średnio.
Czas pomiędzy uprzątnięciem zastawy po przystawkach, a podaniem głównego dania to prawie pół godziny. W naszej opinii to zbyt długo, i sądząc po reakcjach pozostałych pasażerów w kabinie, im również przeszkadzało tak długie oczekiwanie. W końcu otrzymujemy dania główne. Wybraliśmy gulasz wołowy w sosie grzybowym z groszkiem śnieżnym, karotką, cukinią i purée ziemniaczano-dyniowym oraz danie chińskie – duszoną wieprzowinę w pikantnym sosie, smażone krewetki z warzywami, duszone warzywa oraz rzecz jasna ryż. Danie chińskie smaczne i treściwe. Z kolei gulasz, może nie prezentuje się na zdjęciach atrakcyjnie, ale musicie nam uwierzyć na słowo, że w smaku był fantastyczny. Mięciutkie mięso w aromatycznym, grzybowym sosie i do tego jedyne w swoim rodzaju purée z dyni i ziemniaków. Tym, co nam nie pasowało w tym daniu były rozgotowane warzywa.
Na deser do wyboru zaproponowano nam sery (dwa rodzaje), owoce, tartę z Linzu lub mus czekoladowy. Zamawiamy również herbatę miętową i otrzymujemy ją po chwili w towarzystwie czekoladowego domku KLM. Zakończenie serwisu następuje mniej więcej dwie godziny po starcie z lotniska w Chengdu. W tym momencie spodziewaliśmy się, że nastąpi zmiana oświetlenia w kabinie na wieczorne, ale nic takiego nie miało miejsca. Dopiero trzy godziny później nastąpiło pełne zaciemnienie kabiny.
W czasie gdy jedna ze Stewardess rozdaje każdemu butelki z wodą, część pasażerów układa się do snu, a część relaksuje oglądając filmy lub czytając książki. W trakcie lotu, pomiędzy głównymi serwisami, można skorzystać z mini baru ze słodkimi i słonymi przekąskami, które załoga ustawiła w koszyczkach na blacie przed pierwszym rzędem środkowych foteli oraz w galley, lub zamówić tortillę na ciepło.
W końcu mamy czas, aby na spokojnie przetestować fotel w Dreamlinerze KLMu. Wygląda on na wygodny i szeroki. Niestety przy bliższym poznaniu, nie jest już tak różowo. Ilość pozycji do których się rozkłada jest ograniczona zasadniczo do 3 – pozycja krzesła (wyprostowana, głównie wykorzystywana do startu i lądowania i podczas serwisu), pozycja szezlongu oraz pozycja łóżka. Nie można zastosować pozycji pośrednich, czyli na przykład podnieść tylko podnóżek lub lekko odchylić oparcie. Niestety, nie dla wszystkich pozycje szezlongu była w pełni komfortowa. Inaczej ma się sprawa z fotelem rozłożonym do pozycji łóżka. Jest ono w miarę wygodne do spania, chociaż sam materac mógłby być bardziej miękki. Poza tym, na komfort snu nie narzekaliśmy. Kolejny minus, o którym warto wspomnieć, to czułość przycisków do sterowania fotelem. Wystarczyło delikatne muśnięcie i fotel już się przesuwał. Często zdarzało nam się również włączać i wyłączać światełko w szafce i pod fotelem. Bardzo lubimy siedzenia w Qatar Airways, które mają dużo możliwości dopasowania do idealnej pozycji. Niestety, w KLM tego zabrakło. Po kilku godzinach lotu wiemy również, że jeśli ktoś posiada krótki kabel do ładowania swojego telefonu komórkowego, to będzie dość często wypinał go z adaptera i tym samym zatrzymywał proces ładowania sprzętu.
W trakcie kilku godzin między serwisami, załoga nie była bardzo aktywna w kabinie pasażerskiej. Wolno reagowała też na składane zamówienia na napoje. Być może to tylko nasze wrażenie, w odniesieniu do świetnego serwisu i wysoko postawionej poprzeczki przez załogę z lotu Boeingiem B747, ale uważamy, że należy o naszych odczuciach wspomnieć.
Dla pasażerów klasy biznes w Boeing B787 Dreamliner KLMu przeznaczono dwie toalety, usytuowane z przodu samolotu. Nie odbiegają one rozmiarami od innych toalet w samolotach tego typu, różnią się jedynie wystrojem. Na ścianach namalowano domki z Delft, a w małym wazoniku znalazły się tulipany. Niestety sztuczne. Dostępny jest też przewijak dla dzieci. Standardowe wyposażenie toalety to kosmetyki marki Rituals w specjalnej edycji, skomponowanej dla KLM.
Na dwie godziny przed lądowaniem światło w kabinie zmienia się na jasnoczerwone, a załoga zaczyna krzątać się i roznosi ciepłe ręczniczki. Sprząta również stojące od dłuższego czasu na stolikach pasażerów lub przy barze z przekąskami brudne szklanki. Chwilę później wjeżdżają wózki cateringowe i dwie Stewardessy rozpoczynają serwis lekkiego posiłku. Wszystko podane jest na jednej tacy. Mamy tu smaczną sałatkę Waldorf z orzechami i rodzynkami, nieco suche, lekko ostre i nijakie w smaku danie z makaronem, świeże owoce i sernik cytrynowy o twardej konsystencji. Pasażerowie szybko uporali się z posiłkiem, a załoga sprawnie zebrała naczynia w parę minut. Na godzinę przed lądowaniem kabina była już posprzątana po serwisie.
Nadszedł miły moment wybierania domków KLM. Tym razem udało nam się ustrzelić nasze ulubione typy! Załoga wręczając domek pytała pasażerów, czy będą przesiadać się dalej na lotnisku Schiphol, gdyż ze względów bezpieczeństwa należało domki zapakować w specjalne siatki do transferów.
W deszczowym Amsterdamie nasz Dreamliner ląduje parę minut przed czasem rozkładowym, co nas cieszy, gdyż nie będziemy musieli spieszyć się na kolejne połączenie do Warszawy.
To był dobry lot. Nie wybitny, ale przyzwoity. Załoga przemiła, chociaż trochę mniej aktywna pomiędzy serwisami niż na locie z Amsterdamu do Hong Kongu. Jedzenie w większości smaczne, miłym akcentem były dania chińskie. Najmniej zadowoleni byliśmy z fotela, który w naszym odczuciu nie był, jak na klasę biznes, najwygodniejszy. Mimo niezaprzeczalnie lepszej konfiguracji 1-2-1 w Boeing B787 Dreamliner, wolimy siedzenia starszego typu w KLM.
W przyszłości nie zawahamy się skorzystać z oferty KLM w biznesie, szczególnie, jeśli lot nie będzie odbywał się na pokładzie Dreamlinera.