Odwiedzać miejsca takie jak Sydney można z różnych powodów. Dla nas główną motywacją była wizyta w parku z misiami koala. Przy okazji odwiedziliśmy też Radisson Blu Plaza Sydney. Za jednym razem mieliśmy zatem okazję obcować z jednymi z najsłodszych zwierząt na świecie, oraz zamknąć cykl pod tytułem – odwiedzamy hotele Radisson na każdym kontynencie.
Na lotnisku w Sydney lądujemy po porannym locie LATAM Airlines przed 10:00 rano czasu lokalnego. Do hotelu Radisson Blu Plaza Sydney docieramy transportem publiczny i pojawiamy się przed budynkiem na długo przed wybiciem południa. Drzwi do hotelu otwiera nam z szerokim uśmiechem Bellboy, witając nas klasycznym „Welcome to Radisson Blu Plaza Sydney”. Zanim zdążyliśmy się zorientować, wszystkie nasze bagaże lądują na hotelowym wózku, a Bellboy informuje nas, że znajdziemy je za chwilę w swoim pokoju.
Już „na lekko”, po kilku stopniach, wchodzimy do hotelowego lobby. Wszystkie stanowiska w recepcji są zajęte, ale obsługa idzie sprawnie i już po chwili Berek, który dopiero wprawia się w zawodzie (trainee), rozpoczyna proces meldowania. W mgnieniu oka pojawia się również Pan Islam, zastępca Managera recepcji, który po pierwszym rzucie oka na ekran komputera wita nas raz jeszcze i dziękuje za naszą lojalność. Podczas całego procesu, kiedy Berek pod nadzorem Managera dokonuje wszelkich formalności, Islam zabawia nas rozmową, opowiadając ciekawostki o hotelu, dzielnicy biznesowej Sidney, w której się znajdujemy, oraz Australii jako takiej.
Sama procedura meldunkowa jest sprawna i przyjemna. Manager recepcji informuje nas, że nasz pokój jest już gotowy, a w związku ze statusem Platinium w programie Radisson Rewards otrzymujemy upgrade do pokoju typu Studio Spa Suite na 8 piętrze. Oczywiście, nie zabrakło również informacji o przysługującym nam śniadaniu, o basenie, sali ćwiczeń i innych udogodnieniach oferowanych przez hotel. Islam informuje nas ponownie, że nasze bagaże zostaną dostarczone do pokoju bezzwłocznie. Na odchodne, po wskazaniu drogi do wind, Manager raz jeszcze dziękuje nam za lojalność i prosi o bezpośredni kontakt w razie jakichkolwiek pytań, problemów lub potrzeb. Nieco onieśmieleni przywitaniem, którego nie powstydziłby się niejeden hotel z tradycjami w sercu Londynu, wspominamy Islamowi, że czujemy się rozpieszczeni sposobem, w jaki od pierwszych chwil traktuje się nas w Jego hotelu. Uśmiechnięty od ucha do ucha Manager piękną angielszczyzną, bez cienia australijskiego akcentu odpowiada w ten specyficzny sposób, znany ze starych, tradycyjnych angielskich hoteli: „But of course, you’re G4!”. Na szczęście podczas reszty pobytu, przy okazji wielu wizyt w lobby, upewniamy się, że na dokładnie takie samo traktowanie może liczyć każdy z gości tego hotelu. Szczególne względy mają tu za to zauważane i przyjmowane z estymą dzieci.
Atmosfera powitania była bardzo przyjemna, niemniej wczesna pobudka i podróż powodują, że jesteśmy nieco zmęczeni. Udajemy się na ósme piętro, do naszego apartamentu.Drzwi do naszego pokoju znajdują się na końcu korytarza. Nie zdążyliśmy jeszcze ich dobrze otworzyć, a za naszymi plecami pojawił się Bellboy z naszymi bagażami. Oczywiście pomógł nam je wnieść do pokoju i ułożyć w odpowiednim miejscu. Sam pokój na pierwszy rzut oka zaskakuje długim, wijącym się korytarzem oraz wysokim sufitem.
Po wyjściu Bellboya mamy chwilę, żeby przyjrzeć się temu miejscu bliżej. Długim korytarzem, w którym ustawiono wygodną komodę na różne drobiazgi, dochodzimy do przestronnego, wysokiego pokoju. Wcześniej jednak, po prawej stronie znajdujemy łazienkę z toaletą, wanną z hydromasażem, osobną kabiną prysznicową, oraz umywalką ze sporym lustrem i blatem. Jest też niezliczona liczbą małych, bocznych półeczek, na których ułożono kosmetyki i przybory toaletowe. W łazience zamontowano również bardzo ciekawe rozwiązanie, które nieczęsto spotkać można w hotelach – lampę solarną. Osobnym włącznikiem uruchomić można wbudowany w sufit grzejnik, znajdujący się w specjalnej żarówce, który emituje zarówno ciepło jak i przyjemne, naturalne w kolorze światło.
Sam pokój, oprócz swojej dużej wysokości, ma też sporą powierzchnię. Warto również zwrócić uwagę na nieregularny kształt pokoju, który jest konsekwencją kształtu historycznego budynku, w którym mieści się hotel. Gwiazdą tego pomieszczenia jest wielkie, niezwykle wygodne łóżko typu king, „przyklejone” do jednej ze ścian, którą wyłożono włoską, metaliczną tapetą. Po obu stronach łóżka tradycyjne szafki nocne, telefon, notatnik, sterowanie światłem oraz gniazda elektryczne. Nieopodal, pod umieszczonym bardzo wysoko oknem, stworzono kącik wypoczynkowy z kanapą, fotelami i stolikami kawowymi, na jednym z których umieszczono spory wybór kolorowych magazynów o różnorodnej tematyce. W pokoju znajduje się też owalne biurko, oraz komoda, na której ustawiono telewizor. Pełni ona dodatkowo rolę minibaru, a także miejsca, gdzie umieszczono całe potrzebne podczas wizyty szkło. W przedpokoju, na szafce znajduje się zestaw herbaciano-kawowy wraz z czajnikiem oraz ekspresem do kawy.
Na rozejrzenie się po pokoju mieliśmy dosłownie chwilę, po której odezwał się telefon. W słuchawce przepraszając, że przeszkadza, odezwał się Richard z In-room dining service, z pytaniem, czy obecna chwila jest dobra, aby serwis dostarczył nam prezent powitalny (welcome gift). Po krótkiej rozmowie, w mgnieniu oka do naszych drzwi puka pracownik obsługi z zapowiedzianym prezentem. Sygnowane logo hotelu pudełeczko z kruchymi ciastkami ląduje na stoliku. Ślicznie dziękujemy!
Długo można by wymieniać udogodnienia dla turystów, które spotkać można w Radisson Blu Plaza Sydney, jednak to, w postaci znajdującego się w szufladzie adaptera gniazda elektrycznego doceni każdy, kto choć raz zapomniał go wziąć ze sobą.
Aby nie tracić czasu, bierzemy szybki prysznic i udajemy się na podbój Sydney, jednego z największych miast Australii, stolicy Nowej Południowej Walii!
Po powrocie do pokoju, wieczorem, szybko orientujemy się, że pokój przeszedł tak zwany turndown service, czyli serwis wieczorny. W jego ramach zaciągnięto zasłony na oknach, posłano łóżko, na nocnych szafkach wylądowała woda i szklanki, na stoliku kawowym pojawił się pojemnik z lodem, a z ustawionego na stosowny program radiowy telewizora sączyła się spokojna jazzowa muzyka. Na łóżku pojawiły się wywieszki do zamawiania śniadania oraz menu poduszek (pillow menu). Na jednej z szafek nocnych wylądował też pilot do telewizora oraz karteczka ze spisem dostępnych programów telewizyjnych. Opróżniono wszystkie kosze, uzupełniono kawę i herbatę, umyto wszystkie naczynia. Na poduszkach pojawiły się czekoladki Lindt Lindor – oczywiście w kolorze Blue. W łazience uzupełnione zostały wszystkie kosmetyki, złożono ręczniki, oraz rozłożono dywanik łazienkowy w pobliżu wanny i kabiny prysznicowej. Wspaniale!
Pillow menu to jedna z najbardziej interesujących nas pozycji w każdym hotelu, który oferuje to udogodnienie. Jeśli zrobione jest ono dobrze, to jego lektura może okazać się bardzo przydatna dla każdego, kto lubi spać wygodnie. To również świetny sposób na przetestowanie nowych, ciekawych, unikalnych, czasami dowcipnych przykładów tego jakże ważnego elementu wyposażenia łóżka. Po krótkiej lekturze decydujemy się zamówić miejscową specjalność – poduszki bumerang! Krótki telefon do służby pięter i już po chwili lądują one na naszym łóżku. Po nocy z głową spędzoną na nich możemy je rekomendować każdemu, kto ceni sobie jakość snu. Poduszki te spokojnie mogłyby się stać hitem eksportowym Australii.
Aby odpocząć po dość intensywnym dniu, postanawiamy wybrać się na basen i do sauny. Zarówno basen jaki i jacuzzi, mimo, że nie należą do największych jakie udało nam się odwiedzić w hotelach, spełniają swoją rolę wyśmienicie. Podobnie jest w przypadku sauny parowej. W ramach udogodnień dla gości, w szatni przy basenie znaleźć można ręczniki kąpielowe (oczywiście w kolorze blue), miękkie szlafroki, a także kosmetyki i wybrane przybory toaletowe. Jeśli ktoś ma ochotę poćwiczyć, hotel dysponuje również salą z bogatym zestawem urządzeń do ćwiczeń aerobowych, siłowych i gimnastycznych.
Śniadanie serwowane jest w restauracji Lady Fairfax Room znajdującej się na parterze hotelu, w dni robocze od godziny 6:30 do 10:30, w weekendy zaś od 7:00 do 11:00. Przy wejściu do restauracji pada standardowe pytanie o numer pokoju, po którym Kelnerka prowadzi nas do stolika. Po drodze, pytani o ciepłe napoje zamawiamy kawę i herbatę earl grey. Oba napoje pojawiają się na naszym stoliku zanim zdążymy wrócić z bufetu.
Oferta bufetu śniadaniowego jest bardzo bogata i różnorodna – od świeżych owoców, po pieczoną w całości wielką szynkę, porcjowaną na zamówienie przez Kucharza. Mimo szerokiego wyboru dań, bez problemu da się tu odnaleźć jasne odwołania do angielskiej tradycji tego posiłku – gdyby nie brak w widocznym miejscu kaszanki (black pudding), z elementów dostępnych w bufecie bez problemu można by skonstruować pełne, angielskie śniadanie.
Nasz wzrok przyciągają jednak przygotowywane na zamówienie jajka po benedyktyńsku, które okazują się być wyśmienite, oraz coś, bez czego żadna wizyta w Australii nie może uznana być za kompletną – narodowe danie śniadaniowe Australijczyków, czyli tost z Vegemite. Zarówno obsługa jak i jakość serwowanych potraw w czasie serwisu śniadaniowego w Radisson Blu Plaza Sydney stoją na najwyższym poziomie.
Jak przyzna pewnie każdy, kto miał wątpliwą przyjemność częstej zmiany znacznej liczby stref czasowych w krótkim czasie, jetlag nie jest uczuciem przyjemnym. Nam ten, który dopadł nas w Sydney wyszedł jednak na dobre. Obudzeni wcześnie rzeczoną przypadłością, czekając na śniadanie, przechadzaliśmy się po hotelowym lobby. W jednym z korytarzy, zaciekawiło nas oznaczenie prowadzące do business center. Mając kilka minut w zapasie, postanowiliśmy odwiedzić to miejsce. Jakież było nasze zdziwienie, gdy zorientowaliśmy się, że całość business center stanowi pomieszczenie wielkości składziku na szczotki, albo bardzo małej windy, w której umieszczono biurko z komputerem i drukarką. Jak sugeruje oznaczenie znajdujące się ponad drzwiami wejściowymi do tego pomieszczenia, dawniej w rzeczywistości znajdował się tam szyb windowy wraz z w pełni funkcjonalnym dźwigiem. Nie jesteśmy w racjonalny sposób wyjaśnić dlaczego, ale taki stan rzeczy wywołuje uśmiech na naszych twarzach za każdym razem, kiedy przypomnimy sobie o business center w windzie.
Z nieukrywanym żalem opuszczaliśmy hotel w przeddzień wylotu do Nowej Zelandii. Sam proces wymeldowania przebiegał podobnie jak proces zameldowania – sprawnie i uprzejmie, z dodatkową nutką miłego „small talku”. Recepcjonista zaproponował nam przechowanie bagażu oraz wezwanie taksówki. Bellboy zaproponował pomoc z bagażami i bylibyśmy w stanie przysiąc, zgadując z jego postawy nieznoszącej sprzeciwu w tej sprawie, że każda próba odmowy pomocy mogłaby się zakończyć osobistą obrazą tego niezwykle miłego i pełnego humoru człowieka. A tego na pewno nikt z nas by nie chciał.
Podsumowując – nie mieliśmy w stosunku do Radisson Blu Plaza Sydney żadnych oczekiwań. To, co spotkało nas na miejscu było nie tylko zaskoczeniem, ale też przyjemną przygodą hotelową z obsługą na najwyższym poziomie. Sznyt i absolutna orientacja na gościa, przy zachowaniu dystansu do siebie i zdrowej dawce poczucia humoru na poziomie, to przepis na udany pobyt w każdym hotelu, niezależnie od liczby gwiazdek.
Hotel możemy polecić każdemu, kto ceni sobie usługi hotelowe na najwyższym poziomie, bez zadęcia, z bezwzględnym zachowaniem klasy i stawieniem gościa na pierwszym miejscu. Wygodna lokalizacja w sercu Central Business District (CBD) powoduje, że od nabrzeża dzieli nas niedługi spacer, podobnie jak od ogrodu botanicznego, oraz wielu innych atrakcji centrum Sydney. Bliskość wielu ciekawych restauracji, barów i multitapów jest dodatkową zaletą.
Miejsca takie jak to, dają podróżnym dodatkowy komfort – przy następnej wizycie nie będziemy musieli zbyt długo deliberować, gdzie powinniśmy się zatrzymać w biznesowym sercu Sydney.
Śniadanie było przepyszne, oferta bufetu wszechstronna, a obsługa fantastyczna i chętna do pomocy w każdej sprawie. Wydaje nam się, że przy przekazaniu informacji o specyficznych wymaganiach dietetycznych Radisson Blu Plaza Sydney bez problemu spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających Gości. Zdecydowanie polecamy wizytę w tym hotelu, nie tylko dla śniadania. 🙂
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Ciekawy obiekt, bardzo cenię szeroki wybór potraw na śniadaniu – tutaj widzę, że mogłabym znaleźć co nieco dla siebie 😉
Śniadanie było przepyszne, oferta bufetu wszechstronna, a obsługa fantastyczna i chętna do pomocy w każdej sprawie. Wydaje nam się, że przy przekazaniu informacji o specyficznych wymaganiach dietetycznych Radisson Blu Plaza Sydney bez problemu spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających Gości. Zdecydowanie polecamy wizytę w tym hotelu, nie tylko dla śniadania. 🙂