Alitalia – Klasa Biznes w Airbus 320 Monachium – Rzym
Hainan Airlines – Klasa Biznes w Airbus 330 Rzym – Xi’an
Hilton Honors – Hilton Xi’an, Xi’an
Hainan Airlines – Klasa Biznes w Airbus 330 Xi’an – Rzym
Alitalia – Klasa Biznes w Airbus 320 Rzym – Monachium
Lufthansa – Klasa Biznes w Airbus A319 Monachium – Warszawa
Linie: Alitalia
Lot: AZ 437
Trasa: MUC – FCO
Samolot: Airbus 320-200
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 10.50 – 12.25
Alitalia, jako linia, wielokrotnie przewijała się w wynikach wyszukiwania połączeń dla tras, którymi chcieliśmy lecieć, w grupie najtańszych operatorów lotów w klasie biznes. Oferta linii nigdy jednak nie skusiła nas na tyle, aby z niej skorzystać. Był to głównie wynik opinii znajomych, którzy mieli okazję podróżować włoskimi narodowymi liniami lotniczymi.
Niejako przez przypadek, przy okazji zakupu biletów z Monachium do Xi’an liniami Hainan Airlines, okazało się, że dolot do Rzymu, skąd lecieliśmy dalej Airbusem A330 chińskich linii, wykonywany był właśnie przez włoskiego operatora. Nie pozostało nam zatem nic innego jak osobiście przekonać się o tym co oferuje Alitalia na trasach europejskich w klasie biznes.
Lot z Monachium do Rzymu rozpoczynamy wizytą w świetnym Hilton Munich Airport – jak zwykle jest miło i przyjemnie. Samolot Alitalii odlatuje z terminala 1 monachijskiego lotniska, który jest ulokowany względem hotelu nieco dalej niż terminal 2, z którego zazwyczaj korzystamy. Ponieważ nasz wypad jest krótki, moglibyśmy pominąć wizytę w stanowiskach check-in, gdyż lecimy tylko z bagażem podręcznym. Niestety ze względów wizowych, nie udaje nam się odprawić na lot przez internet. Kolejki przy check-in są spore, a obsługa przebiega bardzo powolnie.
Podczas samej odprawy z zaskoczeniem zostajemy poinformowani, że nie jest możliwe wystawienie kart pokładowych do miejsca docelowego, mimo tego, że cała podróż zawarta jest na jednej rezerwacji. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko powtórkę z rozrywki na lotnisku z Rzymie. Podczas odprawy dostajemy również informację, że co prawda możemy skorzystać z saloniku biznesowego w Monachium, ale ze względu na krótki czas przed planowanym boardingiem (około 40 minut), oraz znaczną odległość saloniku od naszej bramki, może to nie być najlepszy pomysł. I faktycznie. Na miejscu okazuje się, że odległość między gate A21, a salonikiem to ponad kilometr.
Samolotem, który ma nas zabrać do Rzymu jest siedemnastoletni Airbus A320-200. Boarding rozpoczyna się o czasie. W pierwszej kolejności na pokład samolotu wchodzą pasażerowie z małymi dziećmi, pasażerowie klasy biznes oraz pasażerowie z odpowiednim statusem linii lotniczej, bądź sojuszu Sky Team. Cały proces przebiega sprawnie, w uporządkowany sposób.
Do samolotu dostajemy się rękawem (jetbridge). Klasa biznes składa się z czterech rzędów w typowej dla europejskich linii konfiguracji, czyli takich samych foteli jak w klasie ekonomicznej, z wolnym (zablokowanym w formie dodatkowego stolika) środkowym miejscem. Fotele różnią się kolorem zagłówka od tych w klasie ekonomicznej, a część kabiny przeznaczona dla klasy biznes oddzielona jest od pozostałej części samolotu zwyczajową zasłonką. Na naszym rejsie klasa biznes nie była zajęta nawet w połowie – podróżowały nią tylko 3 osoby.
Z konsternacją stwierdzamy, że samolot nie był chyba sprzątany podczas swojej obecności na płycie, gdyż na jednym z naszych miejsc (2A) znajdujemy ewidentnie używaną włoską prasę…
Po zakończeniu boardingu i zamknięciu drzwi samolotu personel pokładowy przeprowadza instrukcję bezpieczeństwa. W tym miejscu warto zauważyć, że Alitalia w klasie biznes na lotach europejskich nie oferuje żadnego serwisu przed startem. Koła samolotu odrywają się od płyty lotniska punktualnie o godzinie 11:00, a już cztery minuty później wyłączona zostaje sygnalizacja “zapiąć pasy”. Zwracamy na to szczególną uwagę w porównaniu do lotów liniami, w których załoga nie wyłącza jej wcale, nawet na długich nastogodzinnych trasach.
Chwilę później pasażerom klasy biznes zaproponowana zostanie prasa – głównie włoska i niemiecka, co zrozumiałe. Następnie rozpoczyna się serwis z posiłkiem. Nie otrzymujemy żadnego wyboru ani informacji co zostanie nam zaserwowane. Posiłki podawane są tak jak w większości tego typu przypadków, na tacy przyniesionej z galley, jako jeden zestaw, zawierający wszystkie elementy menu.
Na danie główne na naszym locie podano typowo włoską potrawę – lasagne. Oprócz tego w zestawie znalazła się sałatka, składająca się z głównej mierze z sałaty i tartej marchewki, oraz jednego pomidorka koktajlowego, oraz pół plasterka ogórka. Podano również na deser ciasto z owocami (najprawdopodobniej brzoskwinią), oraz jako dodatek – pieczywo – bułkę. Po podaniu jedzenia stewardessa, będąca jednocześnie szefową pokładu zapytała o zamawiane napoje. Wybór również nie był jasny – nie przygotowano ani menu, ani również serwis z napojami nie był przeprowadzany z wózka, co umożliwiłoby naoczną weryfikacją dostępnej choć części napoi. Nie chcąc dalej ryzykować zamówiliśmy do posiłku wino musujące, a do deseru herbatę.
Jakość posiłków zaserwowanych przez Alitalię to odrębna sprawa. Już sam wygląd podanej lasagne nie napawał optymizmem, co potwierdziła tylko próba organoleptyczna – miejscami rozgotowana, miejscami wysuszona na wiór przemysłowa lasagne, bez jakiegokolwiek smaku lub faktury. Podobnie sytuacja miała się z sałatką, która nie była najświeższa – wiórki marchewki były suche i strukturą przypominały kawałki drewna. Podobnie było z pojedynczą połówką plasterka ogórka, który był wysuszony i gorzki. Dodatkową zagadkę stanowi fakt, dlaczego do sałatki nie podano żadnego sosu – na przykład popularnego w zestawach samolotowych prostego vinegrette. Pieczywo jak to często się zdarza w przypadku posiłków w samolocie – było niezjadliwe. Z jednej strony ciepła, z drugiej zimna i mokra, nie nadająca się do jedzenia bułka. Do tego klasycznie zamarznięte na kość masło w plastikowym opakowaniu. Jedyny element, który nie budził większych zastrzeżeń, to deser – ciasto było miękkie i wilgotne, a owoce miękkie, ale nie rozpadające się w ustach, stawiające delikatny opór pod zębami.
Jako, że jedzenie generalnie było niezjadliwe – choć ze względu na pomysł dania i jego wielkość całkowicie adekwatne na tego typu krótkim locie – serwis zakończył się bardzo sprawnie. Czas jaki upłynął od podania tacy z jedzeniem, do jej zabrania to mniej niż piętnaście minut.
Warto przy tym dodać, że obsługująca kabinę klasy biznes stewardesa – jak już wspomnieliśmy, pełniąca rolę szefowej pokładu, wykonywała swoje obowiązki w sposób bardzo mechaniczny, maksymalnie ograniczając kontakt z pasażerami. Mimo prawie pustej kabiny z przodu samolotu obecność stewardesy w pasażerskiej części kabiny ograniczyła się do niezbędnego minimum, związanego z przeprowadzeniem niezbędnych elementów serwisu. Resztę rejsu spędziła ona na jumpseatcie, vis-a-vis pierwszego rzędu w klasie biznes.
Trzy kwadranse po oderwaniu się od ziemi w Monachium, kapitan poinformował pasażerów o rozpoczęciu procedury zniżania samolotu do lądowania na lotnisku Fumicino w Rzymie. Lądowanie odbyło się przed rozkładowym czasem, a samolot zaparkował na oddalonym stanowisku postojowym kwadrans po południu.
Podczas wsiadania pasażerów na pokład nie zwróciliśmy na to szczególnej uwagi, ale część z nich zostawiała swoje bagaże w schowkach przeznaczonych dla klasy biznes – nie ma w tym nic złego, niemniej chwilę po zatrzymaniu samolotu, zanim jeszcze wyłączona została sygnalizacja “zapiąć pasy” spora grupa osób, która swój bagaż zostawiła w przedniej części samolotu pobiegła w tę stronę, bez żadnej reakcji ze strony załogi.
Jak to bywa w przypadku zaparkowania samolotu na oddalonym stanowisku postojowym na płycie, drogę do terminala pasażerowie pokonali wspólnie w podstawionych autobusach.
Podsumowując – klasa biznes na lotach europejskich jest dość specyficzna i często kontestowana przez podróżnych, szczególnie tych latających w ten sposób również po Ameryce Północnej, Bliskim Wschodzie bądź Azji. Oferta Alitalia w stosunku do średniej europejskiej plasuje ją według naszych doświadczeń, sporo poza peletonem wyścigu, który mimo to i tak odstaje dość znacznie od tego czego możemy doświadczyć na innych kontynentach.
Lokalizacja lounge w Monachium oddalonego o minimum 20-30 minut drogi (w dwie strony) od gate realnie skutkuje tym, że usługa ta nie jest do wykorzystania dla kogoś, kto nie rezerwuje sobie dodatkowej godziny lub dwóch przed lotem na skorzystanie z tej wątpliwej jakości przyjemności.
Serwis i obsługa na pokładzie jest nijaka, mechaniczna, wykonywana według założonej checklisty w sposób minimalny a serwowany posiłek był w większości niezjadliwy.
Brak możliwości dokonania check-in przez internet oraz ekstremalnie długa obsługa tego procesu na lotnisku jest dodatkowo frustrująca. W świetle tego brak możliwości odprawy na drugi odcinek lotu z tej samej rezerwacji w stanowisku check-in pierwszego portu wylotowego to tylko nic nie znaczące didaskalia.