Z powodu ogłoszenia przez LOT niedługo przed naszą podróżą zawieszenia połączenia między Warszawą a Los Angeles, które miało być elementem naszego powrotu do kraju, zmuszeni byliśmy w bardzo krótkim czasie na znalezienie sensownej alternatywy. Jeśli wpisać w tę sytuację nasz najważniejszy priorytet – lot EVA Air, to sytuacja staje się dość problematyczna. Głównie za sprawą małej dostepności lotów tajwańskiego operatora oferowanych w formie biletów – nagród, szczególnie na trasach transpacyficznych, co było kolejnym z naszych preferowanych rozwiązań.
Ostatecznie, po wielu podejściach i kreatywnych próbach znalezienia rozwiązania stworzonego przez LOT problemu, zdecydowaliśmy się na rozwiązanie, które jednocześnie spełniało nasz podstawowy warunek – lot EVA Air, równocześnie niwecząc plany lotu powrotnego dłuższego niż podróż dookoła ziemi (RTW). Dodatkowo, ekstremalnie mała dostępność biletów „Evki” wymusiła na nas konieczność rozdzielenia grup powrotowych.
I tak, dzięki uprzejmości LOTu, mieliśmy możliwość przetestowania lotu z Taipei do Londynu, a później powrotu do kraju na pokładzie naszego narodowego czempiona z pamiętnym, „wspaniałym” serwisem w klasie biznes.
Lot Tajpej – Bangkok
Linie: EVA Air
Lot: BR 067
Trasa: TPE – BKK
Samolot: Boeing B777-300
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 08.40 – 11.40
Długość lotu: 4 godziny
Check-in
Podobnie jak w przypadku lotu powrotnego przez Paryż, zjawiamy się przy stanowiskach odprawy biletowo-bagażowej ze sporym wyprzedzeniem. Zakładamy dużą rezerwę czasu na potencjalne dłuższe procedury, związane z obsługą jednego z paszportów, który ze względu na uszkodzenia musieliśmy na Tajwanie zastąpić dokumentem tymczasowym. Samo nadanie bagażu przebiega sprawnie, ale bez zbędnego pośpiechu. Pewnym problemem okazuje się brak stempla wjazdowego na Tajwan w tymczasowym dokumencie, ale odprawiająca nas pracowniczka linii prosi o konsultacje swojego przełożonego, który po przybyciu na miejsce i wklepaniu czegoś na terminalu komputerowym życzy nam przyjemnej podróży. Otrzymujemy od razu karty pokładowe na lot do Europy oraz również na pamiętną podróż z Londynu do Warszawy.


Zgodnie z naszymi przypuszczeniami, tymczasowy paszport wzbudza też dodatkowe zainteresowanie służb imigracyjnych Tajwanu, które zapraszają osobę legitymującą się nim na dodatkową kontrolę. Ta zajmuje mniej niż pół kwadransa i wiąże się jedynie z dodatkową pracą z komputerem przedstawiciela tajwańskiej administracji.

Mamy zatem jeszcze czas, aby odwiedzić spory, ale bardzo zatłoczony o poranku salonik biznesowy EVA Air na domowym lotnisku linii – TPE. Miejsce to niemal pęka w szwach, mimo, że to jeden z czterech lounge’y przewoźnika na tym lotnisku. Korzystając z zapasu czasu spokojnie zjadamy lekkie śniadanie. Po jego konsumpcji, chcąc uniknąć salonikowego harmidru, udajemy się w stronę bramki, z której odlatywać ma nasz samolot.



Boarding
Po dotarciu do bramki C2 okazuje się, że zaplanowany na ósmą dziesięć boarding został opóźniony o kwadrans. Nie jest to informacja idealna. Jedyną pociechą jest fakt, że przesunięcie procedury jest pasażerom jasno i klarownie komunikowane.
W trakcie oczekiwania byliśmy świadkami zabawnej sytuacji. Do obsługi stanowiska podeszła pasażerka legitymująca się statusem gold w sojuszu Star Alliance z pytaniem, czy wykorzystując swój status, może wejść na pokład samolotu w pierwszej kolejności wraz z rodziną. Pracownice linii lotniczej zgodziły się na takie rozwiązanie. Kiedy na wezwanie pasażerki podeszło do niej dodatkowych siedem osób, miny obsługi nieco zrzedły, ale na zmianę decyzji było już chyba za późno.



Ostatecznie, boarding priorytetowy dla pasażerów wymagających pomocy (PRM) rozpoczyna się zaledwie pięć minut po oryginalnie zaplanowanej godzinie. Po kolejnych pięciu minutach rozpoczyna się boarding pasażerów klasy biznes, oraz posiadaczy odpowiednich statusów w liniach lotniczych zrzeszonych w Star Alliance.
Flagowy Boeing B777 tajwańskich linii oferuje pasażerom w macierzystym porcie lotniczym osobne wejście dla klasy biznes oraz osobne dla klasy ekonomicznej.
W drzwiach 1L wita nas uśmiechnięty Steward, który chce nas odprowadzić do naszych foteli, oferując dodatkowo pomoc ze spakowaniem bagażu do schowków.


Przed startem
Miejsca w kabinie są przygotowane z wyprzedzeniem – znajdujemy na nich poduszkę, słuchawki, oraz jak na azjatycką linię lotniczą przystało – kapcie.

Od momentu zajęcia miejsca jesteśmy wprost bombardowani atencją Personelu pokładowego. Na pierwszy ogień idą w ruch wilgotne ręczniczki do odświeżenia. Zaraz po ich zniknięciu podchodzi do nas kolejna Stewardessa pytając o napoje powitalne. Prosimy o sok i bąbelki, które zjawiają sie na naszym stoliku niepostrzeżenie w ciągu kilku sekund. Kolejna wizyta następnej Stewardessy to spersonalizowany wywiad dotyczący preferencji kulinarnych, który rozpoczyna się od powitania z użyciem naszych nazwisk. W sprawie jedzenia ułatwiliśmy załodze pracę, zamawiając interesujące nas posiłki z wyprzedzeniem. Potwierdzenie, że wszystko się zgadza jest w naszym przypadku czystą formalnością. Do uzgodnienia pozostają jedynie napoje, jakie chcielibyśmy, aby zaserwowano nam do posiłku. Decydujemy się na znany nam już z poprzedniego lotu, pyszny signature drink Eva AIR – Evergreen. Do tego domawiamy sok pomidorowy, który w przestworzach zawsze smakuje lepiej niż na ziemi. Proaktywna Stewardessa proponuje dodatkowo wodę gazowaną z lodem, na co chętnie przystajemy.



W czasie naszych rozmów załogą w kabinie rozlega się głos Kapitana, który wita pasażerów oraz informuje, że za niecałe dziesięć minut wyruszymy w drogę. Tak też się dzieje – po niespełna pięciu minutach odsysa się od naszej maszyny jetbridge, uruchomione zostają na ekranach instrukcje bezpieczeństwa, aby w czasie jej trwania specjalna maszyna wypchnęła nasz samolot z miejsca postojowego.
Port lotniczy Taoyuan (TPE) to dość ruchliwe lotnisko, więc dotarcie do pasa startowego oraz odczekanie na naszą kolej do startu zajmuje około kwadransa.



Fotele – klasy biznes w Boeing B777-300
Siedzenia w naszym samolocie to dokładnie ten sam nodel foteli, który opisywaliśmy wcześniej w przypadku lotu z Chicago do Tajpej, oraz w przypadku lotu z Tajpei do Paryża. Nie będziemy więc dublować tu stosownego opisu, a zainteresowanych odsyłamy do lektury poprzedniej relacji.

Serwis po starcie
Po oderwaniu się kół naszego samolotu od powierzchni pasa startowego głównego lotniska Tajwanu liczyliśmy na piękne widoki na okolicę. Dzień był jednak pochmurny i mglisty. Okazało się również, że podstawa chmur była tego dnia bardzo niska – raptem moment po starcie znaleźliśmy się już w grubej jej warstwie.
Po około dziesięciu minutach wyłączona została sygnalizacja zapiąć pasy, a w głośnikach rozległa się informacja o rozpoczęciu serwisu oraz otwarciu sprzedaży z katalogu duty free.
Od tej chwili wszystko działo się bardzo szybko. Najpierw na stolikach lądują białe obrusy, na których po chwili pojawiają się zamówione napoje, oraz krakersy. Cały serwis odbywa się prosto z pokładowej kuchni, skąd Stewardessy przynoszą na tacach indywidualne zamówienia każdego z pasażerów.


EVA Air w odróżnieniu od znaczącej większości linii lotniczych nie ułatwia sobie obsługi pasażerów z zamówieniami specjalnymi, obsługując ich w pierwszej kolejności. Podczas naszego lotu wszystkie serwisy wykonywane były zgodnie z kolejnością lokalizacji foteli w kabinie – od najbliższego galley, aż do najodleglejszego.
Czekając na podanie jedzenia rozkoszujemy się przepysznym, zielonym drinkiem Evergreen – jest delikatny, melonowy, nieco słodki i idealnie schłodzony.
Po chwili jedzenie ląduje na naszych stolikach. Na początek przystawka. Warto zwrócić uwagę, że tym razem, na krótkim odcinku lotu między Tajpej a Bangkokiem, zapewne dla usprawnienia serwisu, wszystkie elementy podawane są na tacy, a nie rozkładane bezpośrednio na stoliku.


Po podaniu przystawki, pasażerom oferowane jest pieczywo podawane z koszyczka. My decydujemy się na pięknie pachnącą opcję z czosnkiem, która okazuje się również wyśmienita pod względem smaku.

Chwilę po skończeniu przystawki naczynie, na którym została podana znika z naszego stolika i zostaje zastąpione daniem głównym. Jest to gotowany w sosie boczek w towarzystwie białego ryżu oraz gotowanych warzyw. Wyspiarska kuchnia zdążyła nas przyzwyczaić do wyraźnych, zdecydowanych smaków i nie inaczej jest w przypadku tego dania. Mięso jest delikatne, rozpadające się w ustach pod najmniejszym nawet naciskiem języka, ryż sypki i jędrny, a warzywa, mimo gotowania – chrupiące.

Kiedy tylko zdołamy spałaszować swoją porcję, natychmiast przy naszym siedzeniu pojawia się Stewardessa gotowa odebrać zużyte naczynia. Jak One to robią? Zanim zdążymy się zorientować co się dzieje, naczynia znikają z naszego stolika, a Stewardesa dopytuje nas o to, czy do deseru wolimy kawę, czy herbatę.
O ciastku w stylu tiramisu nie będziemy się rozpisywać – jest słodkie, jest smaczne, jak na EVA Air przystało. To, co nas zaskoczyło, to jędrne, chrupiące, pyszne, świeże owoce, które wpasowują się idealnie w nasze potrzeby po zjedzeniu pysznego, ale sycącego dania głównego.

Po posiłku udajemy się do idealnie czystej toalety. To, co przykuwa naszą uwagę to fakt, że nie udostępniono w niej żadnych dodatkowych udogodnień, które znamy z poprzedniego rejsu – szczoteczek do zębów, zatyczek do uszu, i temu podobnych. Odnotowujemy również, że do tej pory nie rozdano pasażerom kosmetyczek podróżnych i piżamek.
Po powrocie na miejsce postanawiamy uzupełnić ilość płynów w ogranizmie. Po wciśnięciu przycisku przywoływania Personelu pokładowego, ktoś z obsługi pojawia się przy naszym fotelu w ciągu dziesięciu sekund! Na pokładach EVA Air można odnieść wrażenie, że Załoga kabinowa jest dosłownie wszędzie, a prędkość i skuteczność obsługi może sugerować, że każdy z pasażerów ma przypisanego dedykowanego pracownika do obsługi przez cały, kilkunastogodzinny lot.
Narażając się na zarzuty powtarzania w kółko tego samego zaznaczymy tylko, dla formalności, że zamówione napoje znajdują miejsce na naszych stolikach w mniej niż minutę. Wprost niebywałe!
Sonata in the air okazuje się pysznym owocowym koktajlem z wyraźną nutą ananasa. Pyszności!

O godzinie jedenastej czterdzieści siedem czasu Tajpej z głośników odzywa się do pasażerów Kapitan informując, że za chwilę rozpocznie się zniżanie i przygotowanie do lądowania w Bangkoku, które planowane jest na jedenastą czterdzieści pięć. Tak, to nie pomyłka! Tak działają strefy czasowe.
Na około pół godziny przed planowanym lądowaniem Stewardessy częstują pasażerów cukierkami i gumami do żucia z tacy, oraz proaktywnie oferują chętnym szklanki z wodą.

Na kwadrans przed lądowaniem dokonywana jest inspekcja kabiny – zbierane są ostatnie naczynia pozostające na stolikach pasażerów, składane ekrany systemu rozrywki pokładowej, weryfikowany jest też stan zapięcia pasów bezpieczeństwa.
Przez dłuższą chwilę, kiedy samolot zniża się i przebija przez wartwę chmur odczuwalne są turbulencje, które ustają, kiedy zniżymy się na tyle, aby opuścić tę strefę.
Samo lądowanie jest miękkie i spokojne.
Międzylądowanie w Bangkoku
Wielokrotnie w swojej travelonowej historii lataliśmy połączeniami z międzylądowaniami. Niektóre z nich już opisaliśmy. Tego, jak wyglądała sytuacja z międzylądowaniem w Bangkoku na trasie z Tajpej do Londynu, się nie spodziewaliśmy.
Zdarza się, że pasażerowie połączenia z międzylądowaniem pozostają w samolocie, a czasami proszeni są o opuszczenie kabiny na czas postoju w porcie pośrednim. Wiąże się to z wysiadką z samolotu oraz spędzeniem czasu w budynku terminalu lotniskowego. Tym razem właśnie wszyscy pasażerowie zostali poproszeni o zabranie wszystkich swoich bagaży kabinowych, opuszczenie samolotu, oraz przejście kontroli paszportowej – nie imigracyjnej, po prostu każdej osobie wychodzącej z samolotu tajskie służby zaglądały do paszportu.


Czas na lotnisku BKK postanowiliśmy spędzić w saloniku EVA Air. Odwiedzaliśmy go już wielokrotnie wcześniej, mieliśmy więc rozeznanie na co możemy tu liczyć. Biorąc pod uwagę oferte saloniku, oraz niecałą godzinę czasu, który mieliśmy w dyspozycji, mogliśmy pokusić się nawet o szybki prysznic.
Jako, że mieliśmy za sobą jedynie nieco powyżej dwóch godzin lotu, zdecydowaliśmy się jednak jedynie na chwilę radości wynikającą z wypicia świeżej, schłodzonej wody kokosowej serwowanej w skorupie orzecha.



Lot Bangkok – Londyn
Linie: Eva Air
Lot: BR 067
Trasa: BKK – LHR
Samolot: Boeing B777-300
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 13.00 – 19.20
Długość lotu: 13 godzin 20 minut
Boarding
Rzeczą najdziwniejszą okazał się powrót na pokład samolotu. Wszyscy pasażerowie musieli przejść ponowną kontrolę bezpieczeństwa, oraz po raz kolejny kontrolę paszportu. Biorąc pod uwagę, że do dyspozycji otwarte pozostawały jedynie dwa stanowiska kontroli, a nasz samolot wypełniony był niemal po brzegi, cała procedura zajęła sporo czasu.
Z tego zapewne wynikało również opóźnienie rozpoczęcia wejścia na pokład. Nie było ono wielkie, ale kolejny kwadrans spędziliśmy czekając w strefie boardingu, oczekując na dotarcie w to miejsce reszty pasażerów.


Kiedy boarding wreszcie się rozpoczął, w pierwszej kolejności na pokład zaproszeni zostali pasażerowie potrzebujący dodatkowego czasu (PRM). W następnej kolejności wpuszczono pasażerów klasy biznes oraz posiadaczy wysokich statusów w programach lojalnościowych linii zrzeszonych w Star Alliance.
Podobnie jak w Tajpej, samolot oferował dwa wejścia – jedno dedykowane dla klasy biznes, drugie dla reszty pasażerów. W odróżnieniu jednak od stolicy Tajwanu, w Bangkoku, osoby chcące wejść do samolotu drzwiami 1L były dodatkowo proszone o pokazanie kart pokładowych z oznaczeniem miejsc w klasie biznes. W przypadku braku odpowiednich oznaczeń, pasażerowie odsyłani byli do jetbridge’a prowadzącego do drzwi 2L.
W samym samolocie procedura wyglądała podobnie jak w Taipei – uśmiechnięta załoga wita pasażerów w drzwiach, proponując odprowadzenie do właściwego fotela, oraz pomoc z bagażem.

Kiedy tylko pasażerowie zajmują swoje miejsca, jak spod ziemi wyrasta przy nich członek załogi pokładowej oferując napoje powitalne.
Tym razem miejsca przygotowane są nieco inaczej niż przy wylocie z Tajpej. Na fotelu znajdujemy pościel, a na blacie przy oknie czekoladkę oraz liścik – dokładnie tak jak to wyglądało podczas startu z Chicago.
Wraz z dostawą zamówionych napoi powitalnych otrzymujemy wilgotny ręczniczek.
W kolejnym kroku pasażerowie otrzymują drukowane menu.


Chwilę po planowym czasie zamykają się drzwi samolotu, rękawy jetbridge’a odłączane są od samolotu, a na ekranach rozpoczyna się projekcja instrukcji bezpieczeństwa.
Podczas wypychania samolotu ze stanowiska postojowego żegna nas również obsługa naziemna.
Zanim dotrzemy do progu pasa startowego, Stewardessy odwiedzają każdego z pasażerów i zbierają zamówienia na posiłek.
Podobnie jak w przypadku poprzedniego odcinka, my swoje dania wybraliśmy z wyprzedzeniem. Załoga kabinowa informuje nas, że nasze preferowane posiłki znajdują się na pokładzie, ale gdybyśmy chcieli zmienić zdanie i spróbować dań z aktualnego menu, to chętnie zrealizują nasze prośby. Nie ma takiej potrzeby.
Po zebraniu zamówień załoga sprząta ostatnie naczynia i dokonuje szczegółowej inspekcji przygotowania kabiny do startu.
Kilka minut później jesteśmy już w powietrzu.



Serwis po starcie
Zanim wzbijemy się ponad poziom chmur mamy szansę zaobserwować typowy dla Bangkoku, popołudniowy smog.
Po stosunkowo długim czasie działania sygnalizacji zapiąć pasy, kiedy zostanie ona w końcu wyłączona, Załoga kabinowa rozdaje pasażerom kosmetyczki podróżne (amenity kit) – dla wszystkich takie same. W kolejnym kroku pasażerowie otrzymują designerskie piżamy.

Niespodziewanie, zanim na stolikach wylądują białe obrusiki, załoga przynosi pierwsze napoje, oraz przekąski. Dziś składają się nań jakiś rodzaj bardzo lekkiego, świetnie napowietrzonego pasztetu bądź pasty o silnym smaku umami, oraz wręcz idealnie przygotowana małża swiętego Jakuba, czyli popularny przegrzebek.


Po tym szybkim daniu, które ma wzmagać apetyt gości w przejściu pojawia się wózek z napojami, z którego, przy okazji, Stewardessy zwinnymi ruchami pobierają przewożone tam obrusiki, którymi nakrywają stoiki pasażerów.
Poziom napoi uzupełniony, po czym na stolikach zaczynają lądować pierwsze dania, a zaraz po ich podaniu pojawia się propozycja skorzystania z oferty pieczywa podawanego z metalowego koszyczka wyściełanego białą chusteczką.
Kolejną pozycją w menu just gotowany homar z truflą i szparagami. Danie delikatne, choć pod dużym wpływem smakowym kosztownego grzyba.



Bardzo przypadło nam do gustu kolejne danie – aksamitna zupa krem z kukurydzy. Jest zarazem słodka i słona, bardzo ciepła, wręcz gorąca, gęsta, ale nie przytłaczająca. Jest wyśmienita.
Pomiędzy kolejnymi daniami pasażerów odwiedza indywidualnie Anabelle – szefowa pokładu, witając każdego z nazwiska i przedstawiając się, a jeśli goście są do tego skorzy, to zamieniając kilka słów w ramach small talku.

Sałatka ze świeżych warzyw jest bardzo kolorowa i kipi wręcz świeżością i soczystością. Dyskretny, ale świetny smak świeżych warzyw komplementowany jest przez dodatek orzeszków piniowych. Dla chętnych Stewardessy proponują też możliwość dodania do tej pozycji jednego z kilku oferowanych sosów – między innymi tysiąca wysp czy vinaigrette.

Serwis jest tak rozbudowany, że nie dotarliśmy jeszcze do głównego dania, a my czujemy się już pełni. A gdzie tu miejsce na deser?
W ramach głównego dania nasz wybór padł na krewetki tygrysie w towarzystwie ryżu i warzyw gotowanych na parze. Jest to wyśmienita pozycja – to, że ryż ugotowany jest idealnie nikogo nie powinno dziwić. Wyśmienite, chrupiące a zarazem miękkie warzywa również nie są zaskoczeniem. Jędrne, mięsiste, a jednocześnie delikatne, wielkie krewetki na poziomie trzydziestu tysięcy stóp sprawiają wrażenie, jakbyśmy jedli proste, ale także wyśmienite danie w porządnej restauracji.

Desery serwowane są z wózka – każdy może skomponować sobie zwieńczenie posiłku według własnych preferencji. My decydujemy się na owoce oraz lody. W ramach napoju zamawiamy herbatę, która dostarczana jest w trzydzieści sekund!
Owoce – jak już zdążyła przyzwyczaić nas do tego EVA Air – są pyszne chrupiące, świeże, soczyste i na prawdę smaczne.
Lody podano w stanie zamrożenia na przysłowiową kość. Wybór smaków odpowiadał tym, które przed odlotem mogliśmy obserwować w saloniku EVA Air na lotnisku w Tajpej.




Załoga wydaje się zdeterminowana, aby dostarczyć pasażerom wszystko czego chcą, a nawet więcej. Oprócz zbierania naczyń oraz uzupełniania napoi, w tak zwanym międzyczasie roznoszą też pasażerom butelki wody, a tym, którzy już skończyli posiłek, dodatkowo, wilgotne ręczniczki do odświeżenia.

To jednak nie wszystko. Po tej istnej gastronomicznej orgii, pasażerom, którzy skończyli posiłek oferowany jest serwis przygotowania łóżka do spania. Załoga pokładowa rozkłada fotel do pozycji leżącej, „ubiera” go w dodatkowy materac, oraz rozkłada pościel. Jakby to ironicznie nie zabrzmiało – jesteśmy w niebie.

Serwis w trakcie lotu
Po posiłku serwowanym po starcie z Bangkoku, korzystając z kilkunastogodzinnego czasu dolotu do Londynu, większość pasażerów decyduje się na sen.
W czasie wypoczynku gości, Stewardessy i Stewardzi, w okrojonym składzie – część z nich również udała się na wypoczynek – co kilka, kilkanaście minut odwiedzają kabinę klasy biznes i proponują gościom, którzy nie śpią napoje i przekąski. Oczywiście, Personel pokładowy pojawia się również w trymiga na każde wezwanie systemu przywoławczego.
Po kilku godzinach snu decydujemy się skorzystać z oferty Stewarda i zamawiamy „instant noodles”, czyli popularną „chińską zupkę”. Oczywiście, jak przystało na EVA Air nie może tu być mowy o normalności. Zupkę podano nam w pasującej do niej misce, w towarzystwie odrobiny bok choy i połówki jajka.
Być może sama zupka nie była czymś wyjątkowym, niemniej sposób jej podania na pewno wynosi to danie na wyższy poziom. My z takiej ciepłej przekąski, podanej niemal „do łóżka” byliśmy bardzo zadowoleni.

Serwis przed lądowaniem
Na nieco ponad dwie godziny przed planowanym czasem lądowania, w kabinie pasażerskiej wygaszane jest oświetlenie symulujące nocne niebo i zapalają się normalne światła. Zanim załoga rozpocznie jednak serwis samolot wpada w wielkie turbulencje, a Kapitan wzywa wszystkich, łącznie z Załogą kabinową, do natychmiastowego zajęcia swoich miejsc.
Po wyłączeniu sygnalizacji zapiąć pasy udajemy się na tak zwaną turystykę toaletową. Uprzednio odwiedzliśmy WC zlokalizowane koło drzwi L1, przy kabinie pilotów. Tym razem trafiamy do toalety w pobliżu drzwi L2. Jest to pomieszczenie znacznie większe, niż poprzednie. Po kilkunastu godzinach lotu jest tu nadal bardzo czysto. Dodatkowo, w odróżnieniu od segmentu lotu z Tajpej do Bangkoku, pojawiły się dodatkowe środki higieniczne – szczoteczki do zębów, pasta, płyny do płukania ust, a także zatyczki do uszu.


Kiedy wracamy na miejsca, niemal z marszu, na naszych stolikach lądują białe obrusiki, wilgotne ręczniczki, oraz zamówiona do śniadania herbata.
W ślad za ciepłym napojem po dosłownie kilku sekundach, wprost z galley na tacce, serwowane są przystawki. Będąc szczerymi – tatar z łososia wyglądał bardzo ładnie. Smakował również wyśmienicie, szczególnie w towarzystwie dobrze dobranych dodatków. Mamy jednak spory problem z łososiem jako takim. Kiedyś była to jedna z naszych ulubionych ryb. Niestety, zmieniło się to na przestrzeni czasu, kiedy hotele, lounge, linie lotnicze zaczęły tę rybę serwować niemal w każdym daniu. Przysłowie mówi, że od przybytku głowa nie boli, ale nas, kiedy po raz kolejny serwuje się nam łososia, czasami potrafi rozboleć.
Do przystawki, tradycyjnie już, podawane jest pieczywo z koszyczka. Tym razem decydujemy się na świeżą, ciepłą, uśmiechającą się wręcz do nas bułkę – chałkę.


Zanim jeszcze zdążymy na dobre odłożyć sztućce po skończeniu przystawki, w mgnieniu oka znika z naszego stolika talerz po tym daniu, a pojawia się kolejny – tym razem z pierożkami ravioli.
Ravioli z nadzieniem grzybowym, w czerwonym sosie to kolejne nasze zamówienie specjalne. Dodatek kilku warzyw – marchewki na maśle, oraz szparagów – świetnie uzupełnia to aromatyczne i sycące danie.
Same pierożki są wyśmienite – cienkie ciasto, pyszne, bogate nadzienie. Nic dodać nic ująć – maestria.

Po skończeniu dania mącznego, znów Obsługa pojawia się w mgnieniu oka. Stewardessa dodatkowo proponuje nam herbatę, pamiętając gatunek, który zamawialiśmy wcześniej i upewniając się, czy taki właśnie będzie nam odpowiadał przy dolewce.
Wraz zo dostawą świeżej herbaty Stewardessa podaje nam wilgotne ręczniczki. Jednocześnie bardzo przeprasza, że posprzątała już po posiłku, nie proponując deseru. Decydujemy się na kolejną porcję wyśmienitych owoców, kategorycznie odmawiając ponownego rozkładania nowego obrusiku – nie mamy zamiaru przysparzać wyśmienitej Załodze dodatkowej pracy. Okazuje się jednak, że nie jesteśmy w tej kwesti wystarczająco asertywni – wraz z owocami pojawia się i obrusik.

Na pół godziny przed lądowaniem z głośników rozlega się głos Kapitana, który informuje pasażerów o rozpoczęciu procedury lądowania, pogodzie na lotnisku docelowym, oraz planowanym czasie dolotu.
Lądowanie w Londynie
Po skończonym komunikacie, Załoga pokładowa rozdaje wśród pasażerów, na tacy, cukierki oraz gumy do żucia, a na kwadrans przed touchdown’em przeprawadza inspekcję kabiny przed lądowaniem. Z głośników płynie spokojna chińska muzyka.
Samo przyziemienie jest bardzo delikatne, a po niespełna dziesięciu minutach kołowania docieramy na nasze docelowe stanowisko postojowe.
System rozrywki, amenity kit, toaleta, internet
Wszystkie elementy tego działu zostały już poruszone w poprzednim artykule. W trakcie tego lotu były trudności z łącznością internetową – mimo wielu starań, nie udało nam się skutecznie komunikować za pośrednictwem tego medium, choć udało nam się odebrać zarówno pocztę elektroniczną, jak i część wiadomości z komunikatorów. Mimo to, żaden z naszych komunikatów nie został dostarczony do adresatów przed lądowaniem i skorzystaniem z naziemnej sieci komórkowej.

Podsumowanie
Na loty EVA Air, które sobie zaplanowaliśmy, musieliśmy czekać bardzo długo. Przez ten czas rosły nasze oczekiwania, ale i doświadczenia z produktami lotniczych klas biznes wielu przewoźników.
Ostatecznie, poza nieszczęsnym zamieszaniem związanym z lotem z Chicago, linia spełniła większość, jeśli nie wszystkie nasze rozbudowane oczekiwania i marzenia. Okazuje się, że takie rzeczy są możliwe!
Po doświadczeniu z ultra długich lotów EVA Air trudno zaakceptować stan oferty biznesowej europejskich przewodników. Z drugiej strony – trudno się również dziwić, że linia ta nie oferuje klasy pierwszej w swoich samolotach. Jeśli mielibyśmy być zupełnie szczerzy – trudno nam sobie wyobrazić co przewoźnik mógłby zrobić lepiej, albo zaoferować więcej w przypadku kolejnego poziomu usług premium.
Na chwilę obecną EVA Air w naszych rankingach szybuje na topowe pozycje.