W naszej karierze częstolataczy, jedną z największych frajd, które udaje się nam wypracować, jest realizacja lotu, który wiele osób spisałoby już na straty. Co konkretnie mamy na myśli?
Wiele jest sytuacji, które wypełniają naszą prywatną definicję podróży zagrożonych. Jeden ze scenariuszy takiego wydarzenia na wskroś uwydatniła niedawna pandemia. Kupiliśmy okazyjny, ciekawy lot, na który ostrzyliśmy sobie przysłowiowe podróżnicze kły, ale kombinacja ograniczeń formalnych oraz odwołań lotów przez linię pokrzyżowała nasze pierwotne plany. Tylko ci, którzy mieli okazję ratować takie podróże – dzwoniąc bądź korespondując z liniami lotniczymi, monitorując przepisy wjazdowe i tranzytowe, śledząc najnowsze wpisy innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji wiedzą, jaką radością jest ostateczne doprowadzenie wyjazdu do realizacji!
Ofertą opisaną w tym artykule, jak zwykle, podzieliliśmy się z naszymi czytelnikami. A potem świat zamknął się na długo i nikt nie mógł być pewien kiedy i dokąd będzie mu wolno wjechać.
Kilkukrotne przekładanie terminów na jak najodleglejsze daty, aż w końcu udało się tak dobrać termin, aby wyjazd ze strefy marzeń i oczekiwań przeszedł w etap realizacji. W międzyczasie przewoźnik – Finnair – zrezygnował z lotów pomiędzy swoim hubem w Helsinkach a oryinalnym miejscem wylotu – Bolonią. W ramach zastępstwa zaoferowano nam możliwość rozpoczęcia podróży w innych włoskich portach przez niego obsługiwanych. Ostatecznie, po rozważeniu wielu wariantów, zdecydowaliśmy się, że najwygodniej – a może po prostu najmniej kłopotliwie – będzie nam wylecieć z Mediolanu.
Noc przed wylotem spędziliśmy w przylotniskowym Holiday Inn Express Milan – Malpensa Airport, do którego wygodnie dotarliśmy bezpłatnym lotniskowym autobusem. Co prawda pomiędzy przystankiem a samym hotelem trzeba pokonać kilkaset metrów, co może być uciążliwe, jeśli mamy ze sobą sporo bagażu, niemniej – droga jest utwardzona, więc przy dobrej pogodzie nie jest to szczególny problem.
Dzięki wyborowi tego konkretnego hotelu mieliśmy też szansę zapoznać się ze skomplikowanym systemem rezerwacji pobytów typu day-use w obiektach zrzeszonych pod banderą IHG, ale to materiał na zupełnie osobny artykuł.
Lot Mediolan – Helsinki
Linie: Finnair
Lot: AY1752
Trasa: MXP – HEL
Samolot: Airbus A320
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 11.20 – 15.30
Długość lotu: 3 godziny 10 minut
Check-in
Odprawa bagażowo-biletowa na lotnisku w Mediolanie (MXP) odbyła się w spokojnej i przyjaznej atmosferze, przy dedykowanym dla klasy biznes stanowisku, mimo chaosu panującego dookoła. Z uwagi na fakt, że stawiliśmy się do check-in’u zaraz po jego otwarciu – na dwie godziny przed planową godziną wylotu – naszego humoru nie popsuła nawet drobiazgowa i stosunkowo długotrwała kontrola wszystkich dokumentów i uprawnień pozwalających nam na bezproblemowy przylot do naszego portu docelowego – Hong Kongu.
Salonik dla pasażerów Finnair na lotnisku w Mediolanie
Po zakończonej odprawie biletowo-bagażowej udaliśmy się do stanowiska priorytetowej kontroli bezpieczeństwa. Po wyjęciu sprzętu elektronicznego, płynów i kilku minutach byliśmy już w „sterylnej” części mediolańskiego lotniska.
Za pomocą oznaczenia w terminalu bez trudu dotarliśmy do obsługującego pasażerów Finnair saloniku Sala Monteverdi. Jest to dość podstawowy lounge, obsługujący wielu różnych przewoźników. Oferta bufetowa jest typowa dla włoskich obiektów tego typu, a składają się na nią głównie różnego rodzaju wypieki, kanapki oraz rozsądny, biorąc pod uwagę miejsce, wybór alkoholi. W czasie naszej wizyty zanotowaliśmy dość sporą liczbę gości, która czasem utrudniała nowym osobom znalezienie wolnych miejsc siedzących.
Czas spędzony w Sala Monteverdi nieco nam się wydłużył, gdyż samolot, który miał nas zabrać do stolicy Finlandii przyleciał na lotnisko w Mediolanie z blisko półgodzinnym opóźnieniem. Nieco później, w czasie lotu, sprawę poślizgu czasowego wyjaśnił pasażerom Kapitan – warunku pogodowe podczas wylotu rejsu z Helsinek do Mediolanu były niekorzystne, a samolot musiał czekać w kolejce do stanowiska odladzania. Nie uprzedzajmy jednak zdarzeń.
Boarding
Zgodnie z informacjami wyświetlanymi na tablicach informacyjnych, wejście do samolotu, który przewiezie nas na krótszym odcinku tej podróży odbywać się będzie ze stanowiska A04.
Po chwili oczekiwania, rozpoczął się boarding, mimo tłumów przy bramce, w sposób w miarę uporządkowany. W pierwszej kolejności obsługa zaprosiła pasażerów z ograniczeniami mobilności oraz rodziny z małymi dziećmi. Następni w kolejce byli pasażerowie klasy biznes, oraz posiadacze odpowiednich statusów w programach lojalnościowych sojuszu OneWorld.
Niestety, mimo kontroli kart pokładowych, nie dane nam było jeszcze wejść na pokład samolotu. Przez blisko kwadrans trzymano nas w przedsionku do jetbridge’a.
Po około piętnastu minutach członek obsługi lotniskowej odsunięciem taśmy blokującej dał sygnał dla pasażerów, aby weszli do lotniskowego „rękawa” i udali się do samolotu.
Fotele klasy biznes w Airbus A320
Jak w przypadku zdecydowanej większości europejskich przewoźników, tak i w przypadku Finnair klasa biznes na lotach regionalnych to po prostu zwykłe siedzenie z wolnym fotelem obok. Jedyną istotną być może dla niektórych osób informacją będzie fakt, że w samolotach Airbus A320 przewoźnika, siedzenia w pierwszym rzędzie (bulkhead) są nieco węższe, ze względu na trwałą zabudowę podłokietników, w których schowane są stoliki.
Serwis przed startem
Przed startem na locie do z Mediolanu do Helsinek przewoźnik nie zaoferował pasażerom klasy biznes żadnego serwisu. No chyba, że można nim nazwać instruktaż bezpieczeństwa wyświetlany na monitorach zawieszonych nad głowami pasażerów, z dodatkowymi wskazaniami dróg ewakuacyjnych przez Załogę Pokładową. Jeśli tak, to otrzymali go wszyscy pasażerowie, niezależnie od klasy podróży, dokładnie tak jak nakazują to przepisy.
Ze wzlędu na wcześniejszą kontrolę kart pokładowych i stosunkowo sprawne wejście pasażerów na pokład samolotu, cały proces trwał bardzo krótko. Fakt ten wykorzystała Załoga w kokpicie, skracając jak to tylko możliwe czas postoju samolotu przy terminalu. Po dosłownie kilku minutach byliśmy gotowi do wypchnięcia maszyny z miejsca postojowego i wyruszenie w drogę do progu pasa startowego. W ten sposób nadrobiliśmy sporo czasu, który straciliśmy wcześniej po zbyt późnym przybyciu poprzedniego rejsu na lotnisko w Mediolanie.
W niebo wzbijamy się z jedynie niewielkim opóźnieniem w stosunku do czasu rozkładowego.
Serwis w trakcie lotu
Po około dziesięciu minutach od startu wyłączona zostaje sygnalizacja „zapiąć pasy” i rozpoczyna się serwis. Pierwszy jego etap jest stosunkowo nietypowy jak na standardy europejskich liniii w lotach krótkodystansowych. Pasażerom zaserwowana zostaje butelka wody oraz wilgotne ręczniczki. Znacznie częściej ten ostatni element spotkać można w długich lotach na pokładach samolotów szerokokadłubowych.
Po zebraniu ręczniczków rozpoczyna się serwis napojów – załoga zbiera indywidualnie zamówienia, choć brak jest na locie drukowanego menu, które mogłoby ułatwić pasażerom wybór z dostępnych dla nich opcji.
Mimo wszystko załoga jest miła, uśmiechnięta i bardzo pomocna. Decydujemy się na ikoniczny dla fińskiej linii sok jagodowy oraz wodę.
W ślad za serwisem napoi rozpoczyna się kolejny, tym razem z ciepłym jedzeniem. Tu już nie ma wyboru i wszyscy pasażerowie otrzymują to samo danie, podawane na tacy – kurczak grillowany z ryżem i – jak mówi nam Stewardessa – pomidorowo paprykowym ragu. W ramach sałatki otrzymujemy szparagi w sosie majonezowym z dodatkiem sera, a jako deser – ciastko czekoladowe w plastikowym opakowaniu.
Do posiłku serwowane jest z koszyka pieczywo.
Jedzenie nie jest ani tak dobre, ani tak złe, żeby się na ten temat rozpisyawać. Niech pewnym drogowskazem w rozważaniu na ten temat będzie fakt, że najbardziej zapadło nam w pamięci pieczywo, które wyróżniało się znacznie na tle „gumowych buł” serwowanych zazwyczaj w samolotach. Było świeże, ciekawe w smaku, a przy okazji pozbawione typowej, nieprzyjemnej, zbyt elastycznej faktury.
W czasie posiłku załoga prowadzi jeszcze jeden serwis z napojami, a po szybkim sprzątaniu, kolejny, wraz z dodatkową propozycją napojów ciepłych – kawy i herbaty.
System rozrywki, WiFi
Jak w zdecydowanej większości samolotów wąskokadłubowych używanych przez europejskich przewoźników, nie zainstalowano tu indywidualnych ekranów umożliwiających skorzystanie z systemu rozrywki pokładowej. Ekrany podsufitowe, będące pewnym ewenementem na rynku lotniczym na starym kontynencie, pozwalały obserwować mapę, na której wyświetlano informacje o trasie i postępach lotu.
Na pokładzie Airbusa A320 Finnair zainstalowano sprzęt umożliwiający dostęp do internetu. W przypadku posiadaczy wysokich statusów w programie lojalnościowym linii był on bezpłatny podczas całego lotu. Dla pasażerów klasy biznes, w zależnosći od rodzaju kupionego biletu, przewidziano możliwość półgodzinnego bezpłatnego korzystania. Po tym czasie, oraz dla wszystkich innych pasażerów dostępne były opcje płatnego skorzystania z tego systemu. Prędkość dostępu do internetu, biorąc pod uwagę miejsce, w którym z niego korzystaliśmy, uznajemy za ponadprzeciętnie dobrą.
Lądowanie w Helsinkach
Podejście do lądowania i samo lądowanie przebiegło w sposób obrazkowo wręcz typowy. Nasze zdziwienie wywołał jedynie fakt, że mimo zmierzchu na lotnisku docelowym, w kabinie pasażerskiej pozostawiono włączone główne oświetlenie.
Uśmiech na naszych twarzach wywołał też komunikat załogi po wylądowaniu, która mimo godziny piętnastej trzydzieści czasu lokalnego, życzyła pasażerom udanego wieczoru.
Wyjście z samolotu do terminalu przez lotniskowy rękaw odbyło się szybko i sprawnie.
Przesiadka w Helsinkach
Korzystając z wyraźnych i jasnych oznaczeń w budynku terminalu lotniska Helsinki-Vantaa, udaliśmy się od razu w kierunku kontroli paszportowej, aby dostać się do strefy Non-Schengen portu lotniczego. Czas oczekiwania na kolejny, dłuższy lot, spędzilismy w Finnar Lounge Non-Schengen.
Lot Helsinki – Hong Kong
Linie: Finnair
Lot: AY99
Trasa: HEL – HKG
Samolot: Airbus A350
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 00.30 – 18.40
Długość lotu: 12 godzin 10 minut
Boarding
Do bramki, z której odlatywać będzie nasz samolot w kierunku Azji udajemy się ze sporym zapasem czasu, niespiesznie, podziwiając po drodze elementy dekoracji światecznych oraz przewijający się w różnych elementach terminala temat Muminków – hitu eksportowego, jednoznacznie kojarzącego się z tą częścią świata.
Procedura wejścia na pokład jest dość nietypowa – przed wejściem na teren wokół gate’a sprawdzane są karty pokładowe i paszporty pasażerów. Kiedy nadejdzie czas boarding’u, mimo oznaczeń stref priorytetowych, na pokład równocześniej zapraszani są wszyscy pasażerowie, już bez żadnej dodatkowej kontroli bądź kolejki – kto pierwszy, ten lepszy.
O dziwo, mimo takiego podejścia do sprawy sam proces wejścia na pokład wydaje się przebiegać spokojnie i płynnie.
Fotele w klasie biznes w Airbus A350
Na rejs do Hong Kongu wybraliśmy miejsca w mniejszej, tylnej kabinie, więc po wejściu do samolotu i przywitaniu przez Załogę Pokładową kierujemy się w prawo.
Tu czekają na nas wygodne fotele w konfiguracji 1-2-1, ułożone w jodełkę. Jak zwykle, wybieramy te od strony okien.
Siedząc w pierwszym rzędzie od ściany (bulkhead) mamy sporo miejsca na nogi, wygodne schowki, użyteczny stolik oraz blat od strony okna.
Wszystko jest zawczasu przygotowane na przyjście pasażerów – w specjalnym uchwycie znalazła się butelka wody, na fotelu umieszczono poduszkę i kocyk, a na konsoli kosmetyczkę podróżną oraz menu.
Jako, że lecimy do Azji, nie zabrakło też specjalnych kapci.
W związku z faktem, że lot na naszym kierunku w dniu poprzednim został odwołany, część pasażerów została przebookowana na nasz lot, co w konsekwencji prowadzi do tego, że dokładnie wszystkie miejsca we wszystkich klasach podróży są zajęte.
Serwis przed startem
Załoga Pokładowa w zdecydowanej przewadze składa się z Azjatów – jest to jeden ze sposobów fińskiego przewoźnika na obniżenie kosztów prowadzenia swojej działalności.
Stewardesy są bardzo miłe i uczynne. Mimo sporego ruchu w kabinie wynikającego z pełnego obłożenia samolotu, w chwilę po zajęciu miejsca proponują nam napoje powitalne – sok jagodowy, wodę lub szampana.
Kiedy wszyscy pasażerowie zajmą już swoje miejsca, niecałe dziesięć minut po rozkładowym czasie wylotu, nasz samolot zostaje wypchnięty ze stanowiska postojowego i udaje się na próg pasa startowego, gdzie po kilku minutach odrywa koła od powierzchni ziemi i rozpoczyna rejs w kierunku wschodnim.
Serwis po starcie
Kilka minut po starcie następuje wyłączenie sygnalizacji „zapiąć pasy”, a po kilku kolejnych minutach rozpoczyna się serwis. Na pierwszy ogień pasażerowie otrzymują ciepłe, wilgotne ręczniczki, aby chwilę później cieszyć się drukami hongkońskich kart przylotowych. Kiedy ręczniczki zostają zebrane, Załoga Pokładowa zbiera zamówienia na napoje – my decydujemy na signature drink Finnair pod nazwą Northern Blush. Do napoju serwowane są migdały.
Kiedy atmosfera jest już zdecydowanie luźniejsza, pasażerowie otrzymują nakrycie swoich stolików, wraz z pomocą w ich rozłożeniu.
Kiedy wszyscy chętni podróżni są już przygotowani do posiłku, Stewardessy i Stewardzi zaczynają zbierać zamówienia na konkretne dania. Nasz wybór dania głównego padł na pstrąga tęczowego z puree z groszku i letnimi warzywami. W ramach przystawek podano puree z kukyrydzy z różnymi rodzajami fasoli i oliwą koperkową oraz tarteletkę ziołową z szarpanym kurczakiem i ziarnami gorczycy.
Dodatkowo, po podaniu jedzenia na jednej tacy, można było skorzystać z oferty pieczywa podawanego z koszyczka.
Zarówno danie główne jak i przystawki były poprawne, a nasze kubki smakowe i serca podbiło idealnie aksamitne kukurydziane puree, idealnie balansowane zarówno w kwestii faktury, jak i smaku dobranymi do niego dodatkami.
Mimo pełnego obłożenia samolotu, a może dzięki wyborowi małej kabiny klasy biznes, cały serwis był zarówno szybki, jak i niespieszny. Brzmi to być może niespójnie, ale tak właśnie było – załoga nie wywierała presji na pasażerów, z drugiej jednak strony po skończonym posiłku naczynia znikały ze stolików pasażerów niemal natychmiast.
Na deser decydujemy się spróbować bardzo smacznego sernika z sosem malinowym, który podano nam bez tego ostatniego składnika. Z drugiej strony, do zamówionej kawy podano nam dodatkowo czekoladową pralinę, więc w sumie bilans chyba się zgadza.
Po posiłku decydujemy się wykorzystać największą chyba zaletę latania w klasie biznes, czyli wystarczającą przestrzeń na wygodny sen.
Serwis w trakcie lotu
Po przebudzeniu, w poszukiwaniu odrobiny ruchu, udaliśmy się do pokładowej kuchni (galley), gdzie nieco rozczarowani stwierdziliśmy, że jedynymi oferowanymi tam opcjami dla pasażerów klasy biznes były soki oraz woda.
Po powrocie na miejsce zdecydowaliśmy się skorzystać z pomocy Załogi Pokładowej. Po wciśnięciu przycisku przywołania uśmiechnięta Stewardesa pojawiła się przy naszych fotelach niemal natychmiast. Zamówione negroni i tonic, przygotowane w galley, lądują na naszych konsolach po kolejnych kilku minutach.
Jak okazało się podczas dalszej częsci lotu, którą przeznaczyliśmy na pracę, Załoga regularnie, co godzinę odwiedzała kabinę z tacą z przekąskami. Były wśród nich zarówno słodkie jak i słone elementy, które ze względu na panujące ciemności trudno było zidentyfikować podczas wyboru.
Nam, podczas całego rejsu udało się „wylosować” pudełko chipsów, batonik, czekoladową pralinę oraz lukrecję.
Co jakiś czas, którego nie udało nam się ustalić, ze względu na spędzanie czasu na przemian na pracy i drzemce, Załoga odwiedzała też kabinę klasy biznes z tacami, na których do dyspozycji pasażerów były szklanki z różnego rodzaju chłodnymi napojami.
Serwis przed lądowaniem
Na dokładnie dwie godziny przed lądowaniem światło w kabinie zaczęło się zapalać, a z głośników rozległ się głos Kapitana informujący o statusie lotu, planowanej godzinie przylotu i pogodzie na miejscu.
Serwis rozpoczyna się od odświeżającego, ciepłego, wilgotnego ręczniczka.
Potem zbierane są zamówienia na napoje. W przypadku serwisu przed lądowaniem pasażerowie nie mają już luksusu wyboru jedzenia – dostępna jest tylko jedna opcja.
Element ciepły, czyli rodzaj zapiekanki lub pie’a z mięsem z dziczyzny i serem bardzo przypadł nam do gustu. Kruche ciasto w zasadzie rozpadało się pod dotkięciem sztućców, a dobrze przyprawione mięso pomieszało się z serową skórką, tworząc pyszny amalgamat smaków. Smaczna była również sałatka, oraz owoce. Jako dobry uznajemy też pomysł z talerzykiem z wędliną i serem, które uzupełniono o croissanta i bułkę.
System rozrywki, amenity kit, toalety
IFE
Jako, że w trakcie lotu zaplanowaliśmy sobie głównie pracę i wypoczynek, nie zwracaliśmy większej uwagi na jakość systemu rozrywki pokładowej. Po szybkim przejrzeniu dostępnych opcji, znaleźliśmy głownie pozycje, które już widzieliśmy, bądź typowe dla tego typu lotów evergreeny, na które nie mieliśmy czasu. Skupiliśmy się więc na jednym z naszych ulubionych elementów IFE, spotykanym w niemal każdym tego typu systemie, czyli oglądaniu map i informacji o naszym locie.
Kosmetyczka
Kosmetyczki znanej fińskiej marki Marimekko są stosunowo ubogie. Ich główną atrakcję stanowią same saszetki i ich charakterystyczne wzory. Zawartość zestawu należałoby określić jako podstawową, jeśli nie ubogą. Wnętrze amenity kit’u skrywa maseczkę na oczy z pasującym wzorem, szczoteczkę i pastę do zębów oraz zatyczki do uszu.
Toalety
Kilka słów należy się pokładowym toaletom. Jak przypadku Airbusów A350, drzwi do nich otwierają się w całości, a nie „łąmią” w połowie, tworząc tak zwaną harmonijkę. To jednak mniejsza z ciekawostek. Tym, co ważne dla pasażerów klasy biznes jest ich stosunkowo duży rozmiar. Są zdecydowanie większe niż to, do czego przyzwyczaiły nas Dreamlinery, co samo w sobie uznajemy za duży plus.
Lądowanie w Hong Kongu
Po skończonym posiłku, na niemal trzy kwadranse przed lądowaniem w kabinie rozległ się komunikat o przygotowywaniu jej do przybycia do portu docelwego. Poproszono też pasażerów o pozostawienie poduszek oraz kocy na fotelach, aby mogły być udostępnione kolejnym pasażerom, w przyszłości.
Zakończeniem serwisu była wizyta Załogi Pokładowej z tacą z cukierkami.
Chwilę później Stewardessy i Stewardzi otrzymują z kabiny pilotów polecenie zajęcia miejsc przed lądowaniem.
Koła samolotu dotykają powierzchni pasa startowego równo czterdzieści minut po południu czasu miejscowego.
Kołowanie do terminalu zajmuje nam niemal kwadrans – po wyjściu z samolotu orientujemy się, że nasz gate jest jednym z najdalej wysuniętych – to gate N24.
Podsumowanie
Lot Finnair’em był dla nas bardzo emocjonalny. Jeszcze przedpandemiczna, okazyjna rezerwacja, którą przekładaliśmy z oczywistych względów wiele, wiele razy, zmieniając przy okazji port wylotu.
Sam serwis na pokładach – zarówno w przypadku lotu wąskokadłubowcem, jak i „grubym” Airbusem A350 w bardzo dużym stopniu odpowiadały nam ze względu na podejście do serwisu osób pracujących na pokładach. Nie były to loty idealne, ale bardzo przyjemne. Podobał nam się również salonik Finnair w strefie Non-Schengen helsińskiego lotniska.
Nie sposób też pominąć faktu, że z fińskim przewoźnikiem wracaliśmy do jednego z naszych ulubionych miast w tamtej części Azji.
Czy w przyszłości zdecydowalibyśmy się na lot Finnairem? Jeśli cena i lotnisko docelowe będą nam odopowiadały, to z dużą chęcią. Jeśli uda nam się przy okazji polecieć w nowszej wersji kabiny Airbusa A350, w której fotele wcale się nie rozkładają, będziemy zadowoleni zanim jeszcze wystartujemy!