Sylwetkę Courtyard by Marriott Warsaw Airport znają chyba wszyscy podróżujący z warszawskiego lotniska imienia Fryderyka Chopina. To najstarszy, położony tak blisko terminala lotniczego hotel w Polsce. Obecnie, na podium w konkurencji odległości od lotniska towarzyszą mu Renaissance Warsaw Airport Hotel oraz Hilton Garden Inn Krakow Airport. Jedyne parędziesiąt kroków dzieli podróżnych portu lotniczego do każdego ze wspomnianych hoteli. Kto chociaż raz spędzał noc w hotelu lotniskowym przed wczesnym, porannym lotem, doceni tę korzyść.
Otwarty w 2003 roku Courtyard przez wiele lat był ikoną warszawskiego portu lotniczego. Wielokrotnie mieliśmy nadzieję na nocleg w tym hotelu na koszt linii lotniczej, w sytuacjach odwołanego lotu. Stety – niestety, przez długie lata w nasze ręce trafiały „tylko” vouchery na pobyt w Novotel Warszawa Airport, lub we wspomnianym wcześniej Renaissance Warsaw Airport Hotel.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się nie czekać na zrządzenie losu i sami zarezerwowaliśmy sobie pobyt w Courtyardzie. Dokonaliśmy tego z dwóch względów. Z przyczyn biznesowych i logistycznych, potrzebowaliśmy nocować przy warszawskim lotnisku przed naszym wylotem do Rygi. Drugi powód dała nam sieć Marriott, uruchamiając w połowie 2020 roku promocję dla członków programu lojalnościowego Marriott Bonvoy “Welcome Back”. W ramach tej oferty można było otrzymać 25% rabat od standardowej ceny, bezpłatny upgrade do pokoju wyższej kategorii, oraz voucher na usługi hotelowe określonej wartości (hotel credit). Zaskoczył nas fakt braku śniadania w ofercie, wszak inne hotele biorące udział w tej promocji jak Moxy Poznań Airport, Four Points by Sheraton Warsaw Mokotów czy AC Hotel by Marriott Riga oferowały w ramach tej oferty pierwszy posiłek dnia, ale uznaliśmy, że nie jest to przeszkodą, wszak mamy do wykorzystania kredyt na usługi hotelowe.
W tym miejscu warto wspomnieć, że po piętnastu latach od otwarcia hotelu, właściciel zdecydował się na przeprowadzenie długo wyczekiwanego remontu wnętrz obiektu. Liczyliśmy, że uda nam się otrzymać odnowiony już pokój.
Do hotelu przyjeżdżamy wczesnym wieczorem. W recepcji stoi dużo osób, czekających na obsłużenie przez dwójkę Recepcjonistów. Wszyscy goście zachowują rekomendowany przez hotel dystans oraz stosują dostępne w lobby środki dezynfekujące. Recepcjoniści oddzieleni są od gości wysokimi ścianami z plexi.
Na swoją kolej oczekujemy kwadrans. Recepcjonista informuje nas, iż otrzymujemy upgrd do pokoju wyższej kategorii oraz wręcza nam kartę meldunkową wraz z długopisem do podpisu. Nie znajdujemy na Recepcji nigdzie pojemników na nowe i używane długopisy, które mieliśmy okazję już widzieć w innych hotelach różnych standardów. Dokonujemy obciążenia karty kredytowej wraz z depozytem na dodatkowe wydatki. Recepcjonista odczytuje naszą prośbę z rezerwacji o pokój z widokiem na płytę lotniska i informuje nas, że taki właśnie otrzymaliśmy. Korzystając z okazji pytamy, czy będzie możliwy późniejszy check-out, około godziny czternastej. Recepcjonista zapewnia nas, że nie będzie problemu i przygotowuje odpowiednio klucze-karty. Poruszamy też kwestię śniadania, na co otrzymujemy odpowiedź, że śniadanie nie jest wliczone w cenę naszej stawki pokojowej i jeśli chcemy skorzystać z pierwszego posiłku dnia, to możemy za nie zapłacić dodatkowo. Śniadanie w cenie 60 zł serwowane jest w restauracji Brasserie w ramach bufetu obsługiwanego przez Kelnerów. Prosimy, aby śniadanie zostało wliczone do naszego rachunku, w związku z kredytem jaki mamy w ramach stawki “Welcome back”. Otrzymujemy karty śniadaniowe, które musimy wypełnić i zostawić w Recepcji. Recepcjonista zwraca nam uwagę, aby na pewno wypełnić godzinę, na którą chcemy, aby śniadanie było gotowe. Twierdzi, że możemy sobie zaznaczyć co chcemy, a obsługa restauracji przygotuje posiłek zgodnie z naszą prośbą na konkretny czas. Fantastycznie! W świetle obowiązujących obostrzeń sanitarnych odpowiada nam ta forma. Posiłek przygotowany na zamówienie, na konkretny czas, w dodatku zamawiamy to na co mamy ochotę, a nie zdajemy się na z góry narzucone zestawy. Oczami wyobraźni widzimy świetnie sprawdzającą się ideologię zero waste w tym hotelu. Wypełniamy szybko karty, z proponowanych zestawów wykreślamy pozycję, która nam nie pasuje (łosoś wędzony) i dopisujemy prośbę o szczypiorek do jajecznicy oraz owoce sezonowe – wszak lato w pełni!
Po dokonaniu formalności udajemy się windą na czwarte piętro i dalej korytarzem do naszego pokoju. W windzie dostępne są płyny dezynfekujące wraz z instrukcją obsługi. Zauważamy, że windy jeżdżą tylko na trzecie i czwarte piętra, pozostałe są wyłączone z użytku.
Pokój o numerze 448 mieści się w bocznym skrzydle hotelu, z widokiem na południowy pirs lotniska Chopina. Pierwsze co nam się rzuca w oczy, a w zasadzie uszy, to słabe wyciszenie pokoju. Pomimo małego ruchu na lotnisku, słyszymy wszystkie samoloty, które tego wieczora startują z Warszawy. Przypominamy sobie, że w sąsiednim Renaissance nie było takiego problemu.
Po wstępnych oględzinach podejrzewamy, że upgrd wbrew obietnicom i ofercie nie nastąpił, gdyż porównując stan faktyczny pomieszczenia z opisem na stronie hotelu zauważamy kilka rozbieżności.
Pokój superior, który rzekomo otrzymaliśmy, oferuje gościom ekspres do kawy, szlafroki i kapcie. Tych akcesoriów nie posiada nasz pokój. O ile dwa ostatnie mogą przy aktualnych obostrzeniach nie występować, o tyle dziwi nas brak tego pierwszego. Zaglądamy do mini baru, chcąc z niego skorzystać jednak okazuje się być niepodłączony, a napoje znajdujące się w środku, nie są schłodzone.
Kolejne problemy napotykamy, gdy chcemy podłączyć swoje urządzenia do telewizora za pomocą Chromecast. Przy postępowaniu zgodnie z instrukcją wyświetloną na ekranie TV (podłącz się do sieci wifi, wejdź na tv.marriott.com, wprowadź kod) musimy poddać się już na drugim kroku – taka strona nie istnieje/nie działa. O tym, że inaczej należy logować się do sieci wifi hotelu na telefonach, a inaczej na laptopach już nawet nie wspomnimy. Zasypiamy, z niecierpliwością czekając na śniadanie. Gdybyśmy chociaż wiedzieli, co los dla nas szykuje…
W restauracji Brasserie pojawiamy się o godzinie, którą wskazaliśmy w formularzu. Podajemy numer pokoju, aby w odpowiedzi usłyszeć nie “dzień dobry, zapraszam” a raczej “ale tu jest tylko jedno śniadanie!”. Jak się później okazuje, Kierownik Restauracji (czy też Osoba dedykowana do zarządzania Obsługą Restauracji) jest dość obcesowy zarówno w stosunku do gości jak i Kelnerów. Bliżej mu do Kierowników Stołówek w dawnych ośrodkach wczasowych niż do Managera Restauracji w hotelu czterogwiazdkowym. Na naszych oczach wielokrotnie udziela publicznej, głośnej reprymendy Kelnerom.
Wracając do “jednego śniadania” prosimy o sprawdzenie z Recepcją, gdyż podczas meldowania zgłaszaliśmy prośbę o śniadanie dla dwóch osób. Bez słowa komentarza, za to z pomrukiwaniem Kierownik przerzuca kartki z zamówieniami. W końcu odnajduje nasze. Dla dwóch osób. Bez żadnego słowa przepraszam zaczyna czytać nasze preferencje. Jeden z Kelnerów przekazuje zamówienie dań ciepłych do kuchni, a drugi, obsługujący bufet zimny pyta nas co wybieramy, pokazując skomponowane wcześniej talerze i miseczki z jedzeniem. Ze smutkiem odnotowujemy fakt, że personalizacja to jednak nie tu. Łosoś wędzony będzie czy tego chcemy czy nie, a ideologia zero waste to nie pod tym adresem.
Wybieramy jeden zestaw standardowy i jeden wegetariański, herbatę, kawę i soki. Na napoje ciepłe przyjdzie nam czekać pół godziny, a soki w ogóle nie zostaną dostarczone. Dostajemy za to dużo plastiku. Wszystkie talerze i miseczki są indywidualnie opakowane folią spożywczą i tak dostarczane do stolików. Wierzymy, że jest to jeden ze standardów zgodnych z obostrzeniami sanitarnymi, jakie przyjął Szef Kuchni w restauracji Brasserie. Lepszy taki, niż otwarty bufet samoobsługowy, jaki spotykamy podczas jednej z wizyt w Radisson Szklarska Poręba. Szkoda jednak, że generując on takie góry dodatkowych śmieci. Po rozmowie z Recepcjonistą poprzedniego dnia wydawało się nam, że z całej sytuacji restrykcji pandemicznych uda się wynieść korzyść zmniejszonego marnowania jedzenia.
Wróćmy jednak do samego posiłku. O ile talerze z jedzeniem są szybko dostarczane do naszego stolika, o tyle na „srebra stołowe” przyjdzie nam poczekać znacznie dłużej. W międzyczasie pojawiają się dania ciepłe, nasz mały stolik już pęka w szwach, a sztućców nadal ani widu ani słychu. Podobnie ma się sprawa z przyprawami. A te przydałyby się chociaż jajecznicy, która, raczej nie była przygotowywana przed chwilą na nasze zamówienie. Zupełnie inaczej wyglądają i smakują jajka sadzone – mistrzostwo. Już sama prezentacja talerza jest zachęcająca. Smak dodatkowo uzupełnia to pierwsze dobre wrażenie. Za to danie dajemy wysoką notę.
W zestawie wegetariańskim napotykamy, obok nielubianego łososia, również kawałek makreli wędzonej – super! Chociaż nie było jej w jadłospisie, to cieszymy się, że znalazła się na naszym talerzu. Kolejnymi smacznymi daniami okazują się pasty z pomidorów, hummus i owsianka, która zyskuje nową wymiar, kiedy zostaje uzupełniona owocami sezonowymi. Pozostałe pozycje są z menu śniadaniowego są poprawne.
O ile samo jedzenie się broni, to niestety zawodzi obsługa. Począwszy od gburowatego Kierownika Restauracji, przez Kelnerów, którzy nie panowali nad podaniem śniadania. Mały stolik szybko zapełnił się podstawowymi daniami z zimnego bufetu, zanim jeszcze dostaliśmy dania ciepłe. Przy braku sztućców od samego początku nie mogliśmy nawet zacząć posiłku. Kelnerzy nie zamierzali rozwiązać tego problemu, tylko wręczali nam do rąk kolejne talerze. Ostatecznie część wylądowała na sofie. Gdy docierają do nas napoje, też nie ma na nie miejsca. Można oczywiście wcześniej zabrać puste talerze, ale Kelnerzy najwyraźniej wolą pogawędki w swoim towarzystwie przy bufecie, aniżeli pracę na sali. Ze smutkiem musimy ocenić, że największym minusem tego śniadania była obsługa i organizacja, które odebrały nam jakąkolwiek przyjemność, mimo, że niektóre z dań naprawdę nam smakowały.
Podczas wymeldowania otrzymujemy rachunek do uregulowania. Opiewa na zdecydowanie wyższą kwotę niż ta z rezerwacji. Okazuje się, że doliczono nam dwa śniadania, które miały być rozliczone z kredytu jaki mieliśmy w ramach stawki “Welcome Back”. Prosimy o powtórne sprawdzenie naszego bookingu. Nad naszym rachunkiem debatują aż trzy osoby z Recepcji, w tym jej Szefowa, zawezwana przez swojego Zastępcę. Jesteśmy proszeni o pokazanie rezerwacji i udowodnienie warunków promocji. Wyjaśnienia trwają i trwają, a nasz samolot do Rygi nie poczeka. Szefowa Recepcji informuje nas, że musimy teraz zapłacić pełną kwotę, a oni to sobie wyjaśnią później i ewentualnie oddadzą nam różnicę. Nasza kontrpropozycja – teraz pobiorą kwotę za pokój, zgodnie z rezerwacją, a ewentualnie dokonają dodatkowego obciążenia naszej karty, gdy okaże się, że opłata za śniadanie była zasadna, nie spotyka się z akceptacją zgromadzonego konsylium. To doprawdy niezwykłe, że za potencjalne błędy hotelu odpowiadać ma gość. Żegnamy się i udajemy na lotnisko.
Koniec końców, jeszcze zanim wystartujemy z Warszawy, otrzymujemy mail z Recepcji Courtyard’a z poprawioną fakturą na kwotę z rezerwacji. Brak jest jednak jakiegokolwiek wyjaśnienia. Parę godzin później otrzymujemy kolejnego maila, tym razem od Kierownik Recepcji z przeprosinami i wytłumaczeniem zaistniałej sytuacji. Wprawdzie, jak czytamy w mailu, hotel nie uznaje oferty, w której zarezerwowaliśmy pokój, ale w ramach przeprosin za niedogodności anuluje koszt śniadań.
Nasze oczekiwania wobec Courtyard by Marriott Warsaw Airport nie były wysokie. Wiedzieliśmy, że wzorem innych hoteli lotniskowych, nie powinniśmy spodziewać się tu fajerwerków. I tak właśnie było. Poza faktem, że zgodnie z prośbą otrzymaliśmy pokój z widokiem na lotnisko (chociaż bez upgrd) i jedne z najsmaczniejszych jajek sadzonych na śniadanie, to nie doświadczyliśmy żadnej gościnności w tym hotelu. Rozliczenie pobytu przelało czarę goryczy. Jedyny plus tej sytuacji to fakt, że mając niespełna 50 kroków do terminala, to opóźnienie wywołane wydłużonym wymeldowaniem nie skutkowało spóźnieniem się na samolot, a jedynie skróceniem naszej wizyty w business lounge LOT Polonez.
Courtyard by Marriott Warsaw Airport
Żwirki i Wigury 1J, 00-906 Warszawa