Nasza styczność z wirusem rozpoczęła się dość wcześnie, bo już w styczniu, podczas długo wyczekiwanej podróży do Azji byliśmy świadkami i uczestnikami wprowadzania niektórych środków zaradczych i kontrolnych. W Singapurze, podczas zameldowania w hotelach proszono nas o wypełnienie dodatkowych kart zdrowotnych i lokalizacyjnych. Mimo, że maseczki na twarzach w tym regionie to nic nadzwyczajnego, było ich teraz zdecydowanie więcej. Podobnie miała się sprawa z wszechobecnymi płynami do odkażania, z których już wtedy można było skorzystać niemal na każdym kroku. Na lotniskach uruchomiono znowu stacje do pomiaru temperatury – obrazki, które znaliśmy z lat ubiegłych z innych azjatyckich lotnisk, jak Hong Kong, Bangkok czy Seul.
W końcu nadeszła też chwila, w której choroba opanowała Europę, co wywołało falę obostrzeń narzucanych przez urzędy i rządy. Wraz z nimi do minimum ograniczono też w kraju działalność hotelową – z obiektów noclegowych korzystać mogły jedynie osoby przebywające w delegacji.
Od 4 maja 2020 roku znów możemy odwiedzać hotele, choć z oczywistych względów, nasze pobyty nie będą wyglądać tak samo jak przed ogłoszeniem epidemii i obostrzeń.
Aby przekonać się, jak w rzeczywistości wyglądać będzie od teraz wizyta w hotelu, postanowiliśmy wybrać się w czasie weekendu do jednego z nich. Oferta jest szeroka, choć mimo masy pustych pokoi, hotelarze na chwilę obecną w żaden sposób nie zachęcają do wybrania właśnie ich obiektu – ani przez dostosowanie ceny do oczekiwań rynku, ani przez zaoferowanie czegoś „ekstra”, co skłoniłoby gości do wizyty w danym miejscu. Być może jest jeszcze za wcześnie na tego typu oferty, z drugiej jednak strony, podczas przymusowego ograniczenia działalności, hotelarze mieli sporo czasu, aby je wypracować i doszlifować.
W świetle braku dodatkowych argumentów, które mogłyby nas skłonić do wybrania tego czy innego hotelu, postanowiliśmy kierować się ofertą uzupełniającą to, czego w hotelach aktualnie brakuje, czyli mówiąc krótko – odległością od lokalu oferującego pyszne jedzenie – w sam raz na weekendowe popołudnie i wieczór. Ostatecznie, na mniej więcej tydzień przed zaplanowaną wizytą, zdecydowaliśmy się zarezerwować pokój z sofą w Hampton by Hilton Warszawa Mokotów – jednym z najmłodszych obiektów tej marki w stolicy.
W hotelu pojawiamy się w okolicach rozpoczęcia doby hotelowej. Choć jesteśmy tu pierwszy pierwszy raz, od razu widać, że nie jest tu tak, jak ledwie kilka miesięcy wstecz. Piątkowe popołudnie bez korków, pusty parking… Przy wjeździe na teren należący do hotelu (nie licząc tradycyjnego maila z hoteli udostępniających możliwość check-in’u online, wzbogaconego tym razem o informacje korporacyjne na temat COVID-19) mamy też pierwszy, tym razem fizyczny kontakt z hotelem – musimy wcisnąć przycisk, dzięki któremu podniesiony zostanie szlaban chroniący wjazd i wyjazd. W tym miejscu pierwsze spostrzeżenie – pewne elementy fizycznego kontaktu, do którego ograniczenia namawiani jesteśmy tak mocno, nie są tak proste do wyeliminowania. Warto zaznaczyć, że na tym etapie nie pojawiają się jeszcze hotelowe informacje o środkach ostrożności, brak też dodatkowych środków ochrony lub czystości.
Po zaparkowaniu auta, udajemy się do budynku – tu, już przed wejściem informacja (drobnym maczkiem), na temat środków ostrożności i wymagań związanych z przebywaniem w tym czasie w hotelu.
Po przejściu przez drzwi, oprócz Recepcjonisty, naszą uwagę zwraca nienaturalnie wystawiony przed ladę recepcyjną stolik, oraz niebieska taśma na podłodze. Nie wiemy do czego służy, ale przypomina nam nieco wyznaczane w podobny sposób ścieżki na lotnisku Chopina, prowadzące do różnych środków lokomocji.
Na ladzie recepcyjnej wzrok przyciąga masa bibelotów, oraz nieodzowny w tych czasach dozownik z żelem do dezynfekcji. Recepcjonista wita się z nami, po czym przechodzimy do krótkiej procedury meldunkowej. Tu też ujawnia się główny mankament proponowanego w hotelu check-in online. Bez względu jak bardzo chcielibyśmy wyeliminować kontakt osobisty w tym procesie, na chwilę obecną nie wydaje się to całkowicie możliwe. Ale do rzeczy.
Po podaniu nazwisk, Recepcjonista szybko odnajduje naszą rezerwację. Odczytuje z niej nasze dodatkowe prośby (herbata earl grey, upgrd, dodatkowe dwie poduszki), zapewniając nas, że dodatkowe poduszki czekają na nas w pokoju, natomiast upgrd do pokoju narożnego nie będzie możliwy, ze względu na brak ich dostępności. Dziwimy się trochę, ale jeśli wszystkie pokoje tego typu są zajęte, to dobrze dla samego obiektu. Większość formalności udaje nam się załatwić z zachowaniem zalecanego dystansu, do momentu, w którym musimy okazać dokument tożsamości, kartę kredytową, a także podpisać kartę rejestracyjną oraz odebrać klucze. Recepcjonista przez cały czas robi profesjonalne wrażenie – nawet spod założonej maseczki przebija delikatny, przyjazny uśmiech. Dobre wrażenie robi również w momencie, kiedy w nieco ostentacyjny, niemal teatralny sposób zakłada świeżą parę rękawiczek jednorazowych, zaznaczając przy tym, że wynika to z wymogów oraz dążenia do zapewnienia gościom maksymalnej ochrony. Po chwili wszystkie formalności są za nami. Pan Recepcjonista informuje nas, że jako członkowie programu lojalnościowego Hilton Honors, możemy liczyć na rabat w opłacie za parking, której standardowa wysokość to 60PLN, ale dla nas wynosić będzie ona jedynie 40PLN. Po krótkim smalltalku, w trakcie którego dowiadujemy się, że śniadanie należy odebrać sobie następnego dnia w recepcji, od godziny 7:00, udajemy się do przydzielonego nam pokoju na drugim piętrze.
Przed drzwiami windy spotykamy pierwszy, wiszący dozownik żelu dezynfekującego. W samej windzie rozwieszono sporą ilość informacji w języku polskim i angielskim, których przyswojenie wymaga zdecydowanie dłuższego czasu niż jazda dwa piętra w górę. Robimy więc „pamiątkowe zdjęcia”, aby doczytać wszystko w spokoju. Mimo wszystko dostrzegamy, że bezwiednie złamaliśmy już pierwsze ograniczenie – według jednej z informacji, powinno się nią jeździć w pojedynkę.
Przy windach na drugim piętrze zamontowano ten sam model dozownika żelu dezynfekującego, który widzieliśmy na parterze. Po wyjściu z windy trafiamy niemal prosto na zamkniętą zgodnie z panującymi regulacjami strefę fitness, o czym informuje nas wywieszona na drzwiach kartka z informacją.
Udajemy się do przydzielonego nam pokoju 228, który znajduje się w głębi korytarza i jest, jak zapewnił nas Recepcjonista, jednym z największych pokoi tego typu. I rzeczywiście, po otwarciu drzwi, ukazuje się naszym oczom pomieszczenie niemal identyczne z tym, w którym spędziliśmy czas w Hampton by Hilton Lublin.
Jest jednak kilka różnic. Po pierwsze, pokój w Hampton by Hilton Warsaw Mokotów nie jest pokojem przechodnim, w związku z czym brak tu „drzwi do sąsiada”. Jak w przypadku każdego z polskich Hamptonów, inna jest też reprodukcja zawieszona nad łóżkiem. Łóżko z kolei, wydaje się być nieco szersze niż inne, które pamiętamy z Hamptonów, co może być jednak jedynie złudzeniem optycznym, którego doświadczamy po tak długiej absencji w hotelach. Brakuje tu otomany, która umożliwiałaby wygodne wyciągnięcie nóg przy odpoczynku na kanapie. Inne wydaje nam się też krzesło przy biurku. Poza tym – na pierwszy rzut oka – standard. No, może poza brakiem suszarki w łazience. Pokój, mimo różnicy w wielkości, wygląda jak każdy inny pokój w polskim Hamptonie, który odwiedziliśmy. Tak przynajmniej wydaje nam się w tej chwili.
Po czasie, okazuje się, że z pokoju zniknął też charakterystyczny radiobudzik. Nie znajdujemy również notatnika, ani długopisu. Na biurku nie ma żadnych informatorów, broszur, menu. Niestety, ostre ograniczenia dotyczą też zestawu do parzenia herbaty i kawy. Do naszej dyspozycji oddano jedną saszetkę kawy i jedną torebkę herbaty. Zamówionego earl grey’a nigdzie nie znajdujemy.
I to by było na tyle. Cała reszta wydaje się być bez zmian.
Wychodząc na popołudniowy spacer, rzucamy okiem na wyludnione lobby. Jest ładnie, a słoneczna pogoda sprzyja uatrakcyjnieniu tej przestrzeni, której główną zaletą jest niemal niezakłócony dostęp do światła dziennego. Sama aranżacja przestrzeni jest ciekawa i wszechstronna, choć nieco odtwórcza i powtarzalna. Dlaczego w tak wielu nowo otwieranych hotelach panuje obecnie moda na podwieszaną roślinność? Z punktu widzenia gościa, wydaje się, że projektowała je nie tylko jedna pracowania, ale prawdopodobnie też jedna w niej osoba.
Korzystając z faktu położenia hotelu w pobliżu naszego ulubionego lokalu serwującego wietnamskie przysmaki, to właśnie w Banhmi Nam zamawiamy jak zwykle fantastyczny posiłek. Tamtejsze bahn mi, pho oraz sajgonki przypominają nam najlepsze chwile spędzone na wędrówkach po Ho Chi Minh czy Hanoi, oraz najlepsze tamtejsze potrawy. Są tak blisko oryginału jak to tylko możliwe – za każdym razem!
Po przebudzeniu zgodnie stwierdzamy, że spało nam się tu bardzo dobrze, a jedynym mankamentem, który w kwestii snu nieco nas denerwował, był poruszający się zbyt swobodnie materac. Zaskakująco łatwo przesunąć go dość znacznie, nawet w sposób niezamierzony.
Nie zważając jednak na tę drobną niedogodność, udajemy się do lobby, aby odebrać nasze śniadania. Tu, bez zbędnych formalności otrzymujemy papierowe torby, z którymi udajemy się z powrotem do pokoju. Nieco zaskoczył nas brak możliwości jakiegokolwiek wyboru, ciepłych napojów i innych możliwości. Z rzeczywistością nie ma jednak co dyskutować.
Po przyjrzeniu się zawartości toreb, dochodzimy do wniosku, że Hampton by Hilton Warsaw Mokotów w ramach śniadania oferuje gościom standardowy zestaw „suchego prowiantu”, charakterystyczny dla marki Hampton by Hilton w naszym regionie. Spotkaliśmy się z nim już wielokrotnie, kiedy to z powodu wczesnego wylotu czy wyjazdu prosiliśmy hotele, w których nocowaliśmy o przygotowanie takiego zestawu. W jego skład wchodzą – butelka wody, jogurt, owoc (jabłko), kanapka – w połowie z szynką, w połowie z serem, oraz słodycz, w tym przypadku batonik Grzesiek.
Po śniadaniu, kąpieli i dokończeniu pracy, zaczynamy przygotowywać się do wyjazdu. W tym czasie dociera do nas mail z rachunkiem za nocleg. Brawo – coś, co w USA możliwe było wiele lat temu, trafiło ostatecznie, po wielu prośbach i sugestiach, również do Polski! Fantastycznie, że takie zmiany następują – mamy nadzieję, że dotyczy to wszystkich hoteli marki w regionie. Nieco przykrym wydaje się fakt, że dopiero okoliczności tak dramatyczne jak pandemia są w stanie te zmiany wymusić.
Przy wyjeździe żegnamy się, zostawiając karty-klucze na ladzie recepcyjnej. W przypadku opuszczania parkingu, po raz kolejny musimy użyć przycisku otwierającego szlaban.
Tak z grubsza, wyglądał nasz najnowszy pobyt w hotelu, pierwszy w okresie oficjalnie ogłoszonej pandemii, w wersji reporterskiej.
Jest jednak kilka elementów pobytu w hotelu, które przy obserwacji w ten sposób umykają percepcji. Jak sytuacja ogłoszonej, globalnej pandemii wpłynęła na to, czego doświadczyliśmy w Hampton by Hilton Warsaw Mokotów?
Trudno jednoznacznie powiedzieć. Z naszego punktu widzenia, hotel dopełnia wszystkich określonych prawem formalnych wymogów dla obiektów tego typu – są informacje, są żele, recepcjoniści mają maseczki, a restauracja i bar pozostają zamknięte.
Być może te ostatnie fakty są przyczyną braku voucherów na napoje/drinki dla gości, o których przeczytać można w relacjach osób odwiedzających ten hotel wcześniej. Z drugiej strony, przynajmniej część opcji dostępnych dla gości w ten sposób, pakowana jest w mniejsze, jednorazowe, porcje (soki, napoje gazowane), które można by wręczać gościom zamiast kawałka papieru, który do tej pory można było zrealizować w barze.
Zamknięcie restauracji jest też pewnie przyczyną podawania śniadania w formie suchego prowiantu, chociaż brak informacji na ten temat i to, co otrzymaliśmy jako poranny posiłek, było dla nas sporym rozczarowaniem.
Tym, co raczej nie wynika wprost z warunków epidemiologicznych, jest sposób podejścia do gościa. Recepcjonista, który nas meldował, mimo swojego uśmiechu i miłej pogawędki, wprowadził nas w błąd przynajmniej dwukrotnie. W pokoju nie było dla nas dodatkowych poduszek (chyba, że od czasu naszego poprzedniego pobytu w hotelach tej marki zmienił się globalny standard w sprawie ich ilości w pokojach). Podobnie było z dostępnością pokoju narożnego, o upgrd do którego prosiliśmy – już po zameldowaniu, sprawdziliśmy czy da się go zarezerwować na noc, którą tam spędzaliśmy. Oczywiście, nie było z tym najmniejszych problemów.
W pokoju, mimo wyeliminowaniu wielu elementów wyposażenia (radiobudzik, zestaw do notatek, zestaw do parzenia kawy i herbaty), w szafie cały czas znajduje się dodatkowa pościel.
Nasza wizyta w Hampton by Hilton Warsaw Mokotów była po trochu próbą zorientowania się, jaki jest stan branży hotelowej po mocnym ograniczeniu działalności i jej ponownym podjęciu. Mając na uwadze fakt, że to bardzo mała próbka, mimo wszystko, nasuwające się wnioski nie są budujące. Hotel, nie przygotowując żadnej specjalnej oferty przez czas zamknięcia, do maksimum ograniczył oferowane gościom udogodnienia, bez względu na to, czy było to spowodowane wymogami prawnymi, czy nie. Standardowo, mimo chóru głosów na temat indywidualnego podejścia do klienta, podana na tacy recepta na proste kroki do uczynienia naszego pobytu bardziej dopasowanym do naszych potrzeb została zignorowana. Oszczędne gospodarowanie prawdą w sprawie upgrd, przy niemal pustym hotelu pozostanie dla nas tajemnicą, jak zawsze. Sytuacji z informacją na temat przygotowania dodatkowych poduszek, których w rzeczywistości nie było, również pewnie nigdy nie uda nam się zrozumieć.
Hampton by Hilton Warsaw Mokotów nie poszedł zdecydowanie w żadną z możliwych stron reakcji na epidemię. Ani nie epatuje on informacjami na temat wprowadzonych standardów czystości, dodatkowych kroków i działań w tym kierunku, ani też nie sygnalizuje w żaden sposób powrotu normalności, spokoju, wygody i przyjemności, jakie pamiętamy sprzed zaledwie kilku miesięcy. Nie jesteśmy pewni, czy próba stania okrakiem pomiędzy tymi dwoma światami będzie najlepszą przynętą dla przyszłych klientów. Na szczęście to nie my musimy się o to martwić.
Chcąc nie chcąc, przygoda w Hampton by Hilton Warsaw Mokotów, stanie się dla nas pewnego rodzaju benchmarkiem, materiałem referencyjnym do porównań i nawiązań w sprawie przyszłych pobytów hotelowych w okresie pandemii. Póki co, poprzeczka nie została postawiona zbyt wysoko.
Nie mamy zamiaru potępiać mokotowskiego Hamptona w czambuł. Nie miało by to żadnego sensu. Hotel ten jest świetnym przykładem polskiej średniej w zakresie podejścia do klienta, co samo w sobie jest dość smutne.
Najlepszym podsumowaniem naszej wizyty niech będzie fakt, że najmilej z niej wspominać będziemy pyszne jak zwykle jedzenie z Banhmi Nam.
Hampton by Hilton Warsaw Mokotow
Postępu 7, 02-676 Warszawa
Ależ nierzetelna recenzja. Kompletnie do Was nie podobna. Piszecie, że spełnili wszystkie restrykcje, robicie zdjęcia z których wynika, że poszli nawet dalej i na koniec puentujecie to zdaniem, że najlepsza była kanapka z baru gdzieś w mieście.
Musicie nauczyć się odróżniać konstruktywną krytykę od krytykanctwa i hejtu.
No i ta polszczyzna: styl, słownictwo i ortografia. Podstawówka. Ludziom się wydaje, że każdy może być blogerem. Dzięki Waszemu blogowi wiem, że nie każdy.
Bardzo ładne zdjęcia.
Antek, cieszymy się, że podobają Ci się nasze zdjęcia. Dziękujemy bardzo, że mimo naszych błędów i braku umiejętności pisania, mimo wszystko wnikliwie śledzisz nasze artykuły – bardzo to doceniamy.
Odnosimy wrażenie, że mimo wszystko, umknęła Ci część tekstu powyższego artykułu. Być może, tak jak piszesz, hotel spełnia, a nawet przewyższa wymagania w dziedzinie ochrony sanitarnej. Mimo wszystko, naszym zdaniem, hotel to nie tylko zbiór wdrożonych w życie przepisów prawa. Można by się pokusić o stwierdzenie, że dbałość o aspekty higieniczne, to absolutna podstawa i element fundamentów, na podstawie których zaczyna się hotel budować. W naszej ocenie, czasy, w których hotel postrzegany był jedynie jako budynek, są już czasami słusznie minionymi.
Przykro nam, że nie odpowiada Ci nasz styl i słownictwo. Za wszelkie błędy serdecznie przepraszamy – jeśli tylko, w ramach konstruktywnej krytyki, nam je wskażesz, natychmiast je poprawimy. W ramach rewanżu i wyciągnięcia ręki podpowiemy, że „nie” z przymiotnikami w stopniu równym pisze się łącznie.
Mega nieprofesjonalna recenzja. Piszecie, że nie dostaliście zamówionych poduszek i wrzucacie zdjęcia z czterema poduszkami. Widać, że pisaliście to z tezą, żeby hotelowi „dokopać”.
Sądziłam, że blogerzy będą bardziej odpowiedzialni za branżę w kłopotach. Zgadzam się z poprzednim komentarzem.
Ania (hotelarz z południa)
Droga Anno,
cieszymy się bardzo, że nasz artykuł cieszy się w omawianym hotelu tak dużym powodzeniem. Szkoda, że reakcją, którą potrafi z siebie wykrzesać hotelarz (z południa, a jakże!) przy zwróceniu uwagi na ewidentny błąd, jest próba manipulacji i „anonimowe” wpisy w internecie, zamiast posypanie głowy popiołem i zwykłe „przepraszam”.
Być może Wasze złe zdanie o blogerach (którymi, dla jasności, nie jesteśmy, co zaznaczaliśmy wielokrotnie) jest próbą ucieczki przed refleksją, że często problemem jest jakość oferowanych przez Was usług, a nie ich ocena przez klienta (bo przecież nie gościa).
Wydaje się, że hotelarze (i ci z Mokotowa, i ci z południa), zatroskani losem branży w kłopotach, powinni bardziej skupić się na dbaniu o oferowany przez siebie produkt, traktowaniu gości jak gości, a nie samobieżne bankomaty, zamiast wyzywać ludzi od blogerów, pouczać w kwestiach profesjonalizmu i trollować w internecie.
P.S. Przed napisaniem kolejnego tak pociesznego komentarza pamiętajcie szybciutko zmienić zdjęcia pokoi na Waszej oficjalnej stronie, żeby nie wyszło, że na wszystkich, za każdym razem, są zamawiane, dodatkowe poduszki. 😉