Linie: Azul Linhas Aéreas
Lot: AD 8750
Trasa: VCP – LIS
Samolot: Airbus A330-200
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 17.15 – 05.55 (+1)
Nasz lot powrotny do Europy miał wystartować po południu, z oddalonego około sto kilometrów od centrum Sao Paulo lotniska Viracopos (VCP). Nie znając lokalnych warunków, wiedzieliśmy jedynie, że nasz przewoźnik – linia AZUL oferuje bezpłatny transfer z lotniska do centrum Sao Paulo, oraz z miasta na lotnisko. Zaplanowaliśmy nasz ostatni dzień w Brazylii w ten sposób, że wcześniej udamy się do miasteczka Viracopos, tam spędzimy noc w nowym Radisson RED, co przybliży nas dość znacznie do lotniska w dniu wylotu. Skąpa ilość informacji na temat usługi transferu, oraz groźnie brzmiące na stronie przewoźnika hasła o ograniczonej liczbie miejsc spowodowały, że na miejsce zbiórki – parking centrum handlowego Eldorado szliśmy z duszami na ramieniu. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. Mimo tego, że posiadaliśmy bilety dopiero na dzień następny, z przejazdem nie było żadnego problemu, a przewożący nas autobus robił dobre wrażenie – wygodne siedzenia, klimatyzacja, działające pasy bezpieczeństwa – wszystko w jak najlepszym porządku. Korzystając z faktu, że autobus kursuje bez przystanków między centrum handlowym a lotniskiem, po dotarciu do celu postanowiliśmy poprosić o wydrukowanie kart pokładowych i spróbować nadać bagaż rejestrowany dzień wcześniej. Być może przyczyną niepowodzenia tej akcji była skromna znajomość portugalskiego, być może jakieś kłopoty proceduralne – tego się już nie dowiemy. Mimo wszystko, brak możliwości komunikacji w języku angielskim przy stanowiskach check-in przewoźnika trochę nas zmartwił, i to pomimo tego, że w czasie naszego pobytu w Brazylii zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że znalezienie osób władających angielskim nie jest tu łatwe.
Tym razem przy stanowiskach check-in mieliśmy więcej szczęścia – jeden z pracowników mówił odrobinę po angielsku. Nadanie bagażu i wydruk kart pokładowych (w formie przypominającej paragon z kasy w sklepie, popularny na tym kontynencie) udaliśmy się do stanowisk kontroli bezpieczeństwa i imigracyjnych.
Po dokonaniu niezbędnych formalności, czas, który pozostał nam do odlotu spędziliśmy w saloniku AZUL Business Lounge.
Przy bramce (gate), z której odlatywać miał nasz samolot stawiliśmy się na kilka minut przed planowanym czasem rozpoczęcia procedury wejścia na pokład, po drodze mijając niewiele sklepów duty-free ale za to zaskakujące place zabaw dla dzieci. Przy bramce wszystkie komunikaty wybrzmiewające z głośników, wypowiadane były jedynie w języku portugalskim, co nie ułatwiało nam zrozumienia sytuacji przy drobnym opóźnieniu boardingu. Niewiele mogli nam też pomóc pracownicy obsługujący tę procedurę, którzy z kolei nie mówili po angielsku.
Kiedy jednak po kilku, kilkunastu minutach pasażerowie zostali wpuszczeniu na pokład, były to w pierwszej kolejności osoby wymagające pomocy (PRM), oraz niezliczona rzesza rodzin z małymi dziećmi. Po wpuszczeniu na pokład tych, którzy potrzebują nieco więcej czasu, na pokład zaproszono pasażerów klasy biznes, a następnie osoby podróżujące w klasie ekonomicznej.
Układ siedzeń w klasie biznes linii AZUL w samolocie Airbu A330-200, to klasyczne 1-2-1 z naprzemiennym ustawieniem foteli tak, aby stoliki raz znajdowały się bliżej okien, a raz bliżej przejścia. Wybraliśmy miejsca pod oknem, z fotelami blisko okna. To bardzo dobry wybór. Mimo, że na pierwszy rzut oka fotele nie wyglądają na najwygodniejsze, jakie można spotkać na niebie w dzisiejszych czasach, były nadspodziewanie przyjemne do snu, ale o tym za chwilę.
Kiedy ruch w kabinie nieco ustał, okazało się, że kabina klasy biznes jest niemal pełna. Dodatkową ciekawostką był fakt, że ostatni fotel po lewej stronie (5H) odgrodzony jest kotarą i służy jako miejsce wypoczynku pilotów.
Przed odlotem zaproponowano pasażerom welcome drink w postaci wody, soku pomarańczowego, bądź wina musującego, aby w chwilę później, jeszcze przed startem zebrać od pasażerów zamówienia na wieczorny posiłek, oraz zapytać czy mają oni ochotę na śniadanie (i wcześniejsze budzenie) przed lądowaniem. Procedury przedstartowe nieco się przeciągały, co najprawdopodobniej było związane z faktem, że zarówno pogoda w Viracopos jak i na trasie była sprzyjająca dla naszego lotu, a punktualny start oznaczałby przylot do Lizbony przed godziną 6:00, czyli przed zakończeniem obowiązującej tam ciszy nocnej.
Wracając do foteli oraz kabiny – sprawiały one wrażenie zużytych, ale nie brudnych. Mimo to, fotele okazały się nad wyraz wygodne i ergonomiczne. Być może w nowszych kabinach źródło prądu nie jest już na wysokości kostek pasażera, być może gniazda słuchawkowe są przystosowane do słuchawek pasażerów, nie linii, biorąc jednak pod uwagę, że AZUL to przewoźnik niskokosztowy, nie było źle. Miejsce na nogi, które jest problemem przy układzie kabin w jodełkę tym razem było wystarczające, boczny stolik był bardzo wygodny, samo siedzisko szerokie, głębokie, z funkcją masażu odcinka lędźwiowego, oraz dużą dowolnością konfiguracji indywidualnej pozycji. Było po prostu wygodnie.
Po ostatecznym zamknięciu drzwi samolotu, odcumowaniu rękawa (jetbridge) stewardesy przeprowadziły dezynsekcję kabiny rozpylając w niej owadobójczy aerozol, informując zawczasu, że to zabieg wymagany prawem.
W czasie wznoszenia, oprócz podziwiania widoków mieliśmy również czas, aby zajrzeć do amenity kit AZULa. Kosmetyczka w wygodnym kształcie, umożliwiającym jej dalsze użycie do innych celów, prezentowała się ciekawie, a jej zawartość była niemal idealną według nas kombinacją użytkowości i prezentacji kraju pochodzenia linii. Mamy tu przyjemną maskę na oczy, oraz skarpetki uciskowe, a także zawieszkę bagażową z logo linii, oraz przedmiot, którego często brakuje w zestawach – długopis. Poza tym zatyczki do uszu, chusteczki higieniczne, szczoteczkę i pastę do zębów, a także pomadkę i krem brazylijskiej marki L’occitane.
Około pół godziny po starcie załoga rozpoczęła serwis od podania pasażerom gorących, wilgotnych ręczniczków (hot towel). Następnie z wózka serwowane są napoje – zarówno soft drinki jak i alkohole, w tym wina, piwo, oraz mocniejsze trunki. W kolejnym kroku na każdym ze stolików pojawia się biały obrusik, oraz przynoszona z pokładowej kuchni taca z przystawką, a następnie danie główne i pieczywo. Na przystawkę zaserwowano, tradycyjną brazylijską zupę moqueca. W założeniu powinna być to gęsta, zupa w rodzaju gulaszu, w której główny element stanowią ryby i owocowe morza (głównie krewetki). Ta, którą nam podano bardziej przypominała zupę krem z pomidorów i papryki. Była smaczna, choć nie wyjątkowa.
Na drugie danie spróbowaliśmy polędwicy wieprzowej z kaszą kuskus – oba elementy były bardzo suche, a także pierogów w stylu ravioli z batatami i imbirem, w kremowym sosie. To OSTATNIE danie było poprawne.
Sałatka z kurczakiem, oraz ta z krewetkami w typie szybkiego jedzenia barowego – nic, czym można by się zachwycić. Po głównym daniu, na deser, wybraliśmy świeże owoce – standardowy zestaw, który spotkać można niemal w każdej linii, w każdej klasie podróży, oraz lody, które były smaczne. Po skończonym posiłku załoga sprawnie zebrała zbędne naczynia, rozdając przy okazji każdemu z pasażerów butelkę wody, oraz zaciemniając kabinę chwilę później.
W czasie zaciemnienia kabiny, ujawniły się za to zalety foteli, które okazały się bardzo wygodne do spania, szczególnie, jeśli ktoś lubi się w czasie snu wiercić, bądź spać na boku. Szczerze mówiąc, sen na pokładzie samolotu AZULa był jednym z najprzyjemniejszych jakich dotychczas doświadczyliśmy w jakiejkolwiek klasie biznes. Nie przejmujcie się, nas ten fakt również zaskoczył. Jeśli dodać do tego obsługę, która co jakiś czas „patrolowała” kabinę, oraz podawała nieśpiącym bądź przebudzającym się pasażerom dodatkowe napoje i przekąski – było bardzo przyjemnie.
Na nieco ponad godzinę przed planowanym lądowaniem światła kabiny zostały ponownie włączone i rozpoczął się serwis śniadaniowy. Pasażerowie, którzy prosili o podanie śniadania zostali obudzeni, a chwilę potem otrzymali kolejny gorący, wilgotny ręczniczek. Po odświeżeniu, na stolikach znów pojawiły się białe obrusy, a następnie, wprost z kuchni (galley) cały posiłek na jednej tacy.
Śniadanie składało się z croissanta, owoców, jogurtu, oraz do wyboru – dania, przypominającego nieco quiche z ziemniakami i pomidorami, lub klasycznego zestawu wędlin i serów. Po raz kolejny – jedzenie było przeciętne, nie wyróżniało się niczym specjalnym, co oznacza również, że nie było złe. Oczywiście do posiłku serwowano wszelkie możliwe napoje, łącznie z alkoholowymi, jeśli ktoś miał na nie ochotę o tej porze.
Po śniadaniu szybko uprzątnięto kabinę, a samolot zgodnie z planem zaczął się zbliżać do lotniska w Lizbonie. Ciekawostką wartą odnotowania dla #avgeek’ów będzie fakt, że komunikat i sygnał zapiąć pasy przed lądowaniem w Lizbonie pojawił się niemal równocześnie z komunikatem dla załogi, że do lądowania pozostały około trzy minuty. Tak krótki czas na tę czynność zdarzył nam się po raz pierwszy.
Lądowanie nastąpiło o czasie, co było dla nas istotne z powodu bardzo krótkiej, godzinnej przesiadki, którą mieliśmy tu zaplanowaną. Naszą radość szybko ochłodził fakt, że samolot zaparkował na oddalonym stanowisku, a do terminala zawieziono nas autobusami, które pojawiły się w pobliżu samolotu długo po jego zatrzymaniu. Jedynym elementem, który działał na naszą korzyść w tej sytuacji był fakt, że nasz samolot lądował jako jeden z pierwszych tego dnia na lizbońskim lotnisku, dzięki czemu wyprzedziliśmy wszystkich zarówno przy kontroli bezpieczeństwa jak i kontroli paszportowej. Z wywieszonymi językami zdążyliśmy dotrzeć na nasz kolejny lot, tym razem klasą biznes TAP Portugal, w ostatniej chwili.