Alitalia – Klasa Biznes w Airbus 320 Monachium – Rzym
Hainan Airlines – Klasa Biznes w Airbus 330 Rzym – Xi’an
Hilton Honors – Hilton Xi’an, Xi’an
Hainan Airlines – Klasa Biznes w Airbus 330 Xi’an – Rzym
Alitalia – Klasa Biznes w Airbus 320 Rzym – Monachium
Lufthansa – Klasa Biznes w Airbus A319 Monachium – Warszawa
Linie: Alitalia
Lot: AZ 432
Trasa: FCO – MUC
Samolot: Airbus 320-200
Klasa: C (biznes)
Czas planowy: 8.30 – 10.00
Poranny lot z Rzymu do Monachium miał być finalnym odcinkiem dłuższej podróży na pokładzie Hainan Airlines. Zaplanowana rozsądna przesiadka na rzymskim lotnisku pozwoliła nam oprócz załatwienia formalności imigracyjnych również na krótką wizytę w saloniku Casa Alitalia.
Salonik Casa Alitalia Piazza Venezia w okolicach bramek D lotniska Rzym Fiumicino, w którym spędziliśmy chwilę przed planowanym lotem włoską linią w porze śniadaniowej, nie wyróżniał się niczym spośród wielu saloników lotniskowych w Europie. Oprócz typowo włoskich klimatów – panie nadzorujące wstęp do saloniku bardziej zainteresowane wzajemną rozmową niż powoli pojawiającymi się pasażerami, podobnie jak barista i pracownicy kuchni. Oferta śniadaniowa zawierała zarówno dania ciepłe jak i zimny bufet. Skusiliśmy się jednak jedynie na pyszną kawę mrożoną, po czym udaliśmy się do bramki B7, z której odlatywać miał nasz samolot.
Procedura wejścia na pokład miała się rozpocząć o godzinie 7:50, ale chwilę po zaplanowanym czasie boardingu pracownica obsługująca bramkę, z której mieliśmy wsiadać do samolotu poinformowała nas, że lot będzie opóźniony, nie podając żadnych dodatkowych szczegółów poza informacją – prośbą, aby pasażerowie się nie rozchodzili i pozostali w okolicach bramki B7. O godzinie 8:00 podana została przez system zapowiedzi informacja, że lot będzie opóźniony o kolejne 30 minut z powodów technicznych. Po tym komunikacie z czeluści rękawa wyłoniła się załoga naszego samolotu, która opuściła pokład, aby po kilku minutach na niego wrócić.
Zgodnie z zapowiedzią głosową, około godziny 8:30, czyli 40 minut po planowanym czasie rozpoczął się proces boardingu pasażerów. Tym razem podobnie jak na naszym poprzednim locie Alitalią, zachowana została procedura priorytetowego wejścia na pokład dla rodzin podróżujących z małymi dziećmi, pasażerów klasy biznes oraz posiadaczy odpowiedniego statusu w linii lotniczej bądź sojuszu SkyTeam.
Nieco zaskoczyła nas konieczność okazania karty pokładowej po wejściu na pokład, ale być może taka procedura obowiązuje w przypadku lotów włoskim przewoźnikiem flagowym na ich głównym lotnisku hubowym.
W tym wypadku warto wspomnieć również o niezwykłej cierpliwości, uprzejmości i empatii z jaką pracownica gate podchodziła do wszystkich pasażerów, którzy w związku z opóźnieniem lotu próbowali z nią wyjaśniać swoje wątpliwości.
Tym razem nasz lot miał odbyć się na pokładzie Airbusa A320-200 Alitalii, który powoli dobiega swoich dziesiątych urodzin. Klasa biznes na dzisiejszym locie to zaledwie dwa pierwsze rzędy, jak wcześniej oddzielone zasłonką od pozostałej części kabiny. Siedzenia to tradycyjnie fotele identyczne z tymi w klasie ekonomicznej, z zablokowanym środkowym fotelem, w którym wypuszczono dodatkowy stolik. Tym razem z przodu samolotu podróżować będzie czwórka pasażerów.
Kwadrans przed dziewiątą załoga ogłasza zakończenie procedury wejścia na pokład i zamyka drzwi do samolotu. Jedna ze stewardes zasłania też zasłonkę oddzielającą kabinę biznes od pasażerów klasy ekonomicznej. Jest to o tyle dziwne, że na czas kołowania i startu ta i tak ma być złożona. I nie inaczej jest w tym przypadku – po kilku minutach, po przeprowadzonym jeszcze zanim odbiliśmy od rękawa serwisie dystrybucji prasy (podobnie jak na poprzednim locie głównie niemieckie i włoskie dzienniki), zasłonka zostaje zwinięta.
Jeszcze przed godziną dziewiątą kapitan po włosku wygłasza swój komunikat, a po angielsku pasażerów wita pierwszy oficer, informując, że przyczyną opóźnienia była operacja wymiany opony.
W końcu chwilę po godzinie dziewiątej samolot zostaje wypchnięty ze stanowiska postojowego, a w drodze na pas startowy stewardessy przeprowadzają demonstrację procedur bezpieczeństwa. O godzinie 9:20 wzbijamy się wreszcie w powietrze.
Po pięciu minutach od startu, zanim jeszcze wyłączona zostanie sygnalizacja „zapiąć pasy” zasłonka oddzielająca kabinę biznes znów zostaje zasłonięta. Szefowa pokładu przekazuje pasażerom informacje o dzisiejszym locie.
Niespełna kwadrans po starcie rozpoczyna się serwis śniadaniowy w klasie biznes. Ponieważ część pasażerów śpi, stewardessa podaje posiłek tym pasażerom, z którymi uda jej się złapać kontakt wzrokowy. Podobnie jak na locie z Monachium do Rzymu, i tym razem nie ma ani menu, ani informacji o serwowanym posiłku, ani też jakiegokolwiek wyboru. Taca z całym posiłkiem przynoszona jest z samolotowej kuchni.
Tutaj też spotyka nas największe zaskoczenie na pokładzie Alitalii. Po podaniu jedzenia stewardessa pyta nas o napoje do posiłku. Znając włoskie zwyczaje, oraz spoglądając na zaserwowany posiłek, bez chęci do podejmowania ryzyka prosimy o kawę cappuccino. W tym miejscu jak obuchem w głowę powaleni zostajemy informację, że cappuccino nie ma, ale w zamian możemy otrzymać kawę z mlekiem. W wielu miejscach Włoch taka propozycja została by pewnie uznana za zniewagę, my postanawiamy jednak znieść tę sytuację dzielnie i prosimy o herbatę.
Wróćmy jednak na chwilę do podanego posiłku. Składa się on z buteleczki jogurtu pitnego, porcji owoców, oraz podanych na jednym talerzyku – słodkiego wypieku z czekoladą, oraz czegoś, co przypomina rodzaj sufletu z, jak nam się wydaje, szpinakiem. Danie to jest całkowicie niejadalne, więc trudno nam powiedzieć na jego temat coś więcej – po prostu nie nadawało się do spożycia (podano je w temperaturze pokojowej). Do picia podano sok z czerwonych pomarańczy. Herbatę z dzbanka do filiżanki, stanowiącej część kompletu śniadaniowego podano bardzo szybko.
Pomiędzy serwowaniem posiłków kolejnym pasażerom, stewardessa dopytuje gości, którzy otrzymali posiłek o ich dodatkowe życzenia, proponuje uzupełnienie napojów, co znów odróżnia nieco ten lot od naszej poprzedniej podróży Alitalią.
Pod koniec posiłku, widząc jedną z naszych niedokończonych herbat, stewardesa z własnej inicjatywy przynosi świeżą w papierowym kubku, twierdząc, że nowa będzie smaczniejsza, gdyż ta w filiżance jest już zimna. Stewardessa zachęca również pasażerów do spróbowania nowej porcji wypieków, świeżo wyjętych z kuchenki. O godzinie dziesiątej tace z jedzeniem znikają ze stolików pasażerów i tak kończy się serwis śniadaniowy.
Niecałe dziesięć minut później kapitan informuje o rozpoczęciu procedury zniżania do lądowania na lotnisku w Monachium.
O godzinie dziesiątej trzydzieści koła samolotu dotykają ziemi. Tutaj następuje również śmieszna scenka, w której szefowa pokładu najpierw po włosku, później po angielsku informuje pasażerów o lotnisku na którym wylądowaliśmy, warunkach pogodowych, czasie lokalnym i temu podobnych sprawach. Jak zapewne większość naszych czytelników wie, Monachium po włosku to Monako. Szefowa pokładu nie nadąża jednak chyba za zmianami języka komunikatów i podczas wygłaszania jego angielskiej wersji informuje pasażerów, że wylądowaliśmy w … Monako.
Reasumując – sama załoga na tym odcinku naszego lotu w klasie biznes Alitalii wykazała się nieco większym zainteresowaniem pasażerami (i to mimo stosunkowo wczesnej pory), ale zaserwowany posiłek, tak jak poprzednio, nie nadawał się do spożycia. Pewnego rodzaju szokiem była również propozycja włoskiej obsługi włoskiego przewoźnika flagowego zaserwowania kawy z mlekiem, zamiast cappuccino 🙂 Oferta Alitalii w europejskiej klasie biznes na pewno odbiega znacznie od innych produktów, które mieliśmy okazję już relacjonować – choćby od tego, co oferuje Aegean czy Ukraine International Airlines.
Po wyjściu z samolotu, chcąc uniknąć powtórnej kontroli bezpieczeństwa, postanowiliśmy udać się do terminala T2 monachijskiego lotniska korzystając z transportu wewnętrznego po stronie sterylnej. Droga do autobusu, który kursuje na tej trasie co kwadrans była tą samą trasą, którą musielibyśmy przebyć, aby udać się do saloniku biznesowego KLM/Air France, jeśli chcielibyśmy z niego skorzystać przed poprzednim lotem. Czas wymagany na pokonanie tej trasy, uwzględniając w tym kolejki, zatory w stosunkowo wąskim korytarzu i inne przeszkody, to około 20 minut w jedną stronę.
Po dotarciu na miejsce, skąd odbywa się transfer poczekaliśmy kilka minut i podziwiając samoloty na płycie lotniska udaliśmy się do terminala skąd niebawem odleci nasz lot liniami Lufthansa do Warszawy.
Przy identycznych fotelach jak w klasie ekonomicznej, jedynym wyróżnikiem klasy biznes na pokładzie pozostaje serwis, czyli głównie posiłek. Szkoda, że linia reprezentująca kraj z tak świetną kuchnią nie potrafiła podać zjadliwego śniadania.
Oczywiście można się spierać o co chodzi w europejskiej klasie biznes i czy ma ona w ogóle sens, niemniej, ze wszystkich europejskich linii, które udało nam się do tej pory przetestować, Alitalia wypada najgorzej nie tylko pod względem posiłków, ale również szeroko rozumianej obsługi i podejścia do pasażera. Aby nie było tak do końca gorzko – podobno na długich lotach jest lepiej. Kto wie, może zdecydujemy się kiedyś podjąć ryzyko i przetestujemy 🙂